środa, 30 grudnia 2015

Rok 2015 przechodzi do historii.... ciekawe co przyniesie 2016???


               Koniec roku to zawsze czas podsumowań i przemyśleń. Czasem wśród życzeń noworocznych można usłyszeć - "oby następny rok nie był gorszy od poprzedniego" - my mamy za sobą najgorszy rok naszego życia - więc teraz może być już tylko lepiej :-).
Jako, że przez większość swojego życia byłam optymistką - i mam nadzieję, że kiedyś to wróci, poza tym kto by chciał czytać o pracy -  skupię się tylko na tym co dobre i miłe, czyli bieganie i góry oczywiście nieodłącznie związane z psami :-).
               Zaczniemy od gór - naszej pasji do chodzenia po nich w towarzystwie "czterołapa", czyli nasz rekreacyjny dogtrekking. Generalnie z psami po górach chodzimy od dziecka...niestety to już bardzo długo - początki wypraw w góry z naszymi jamniczkami zaczęły się w czasach (koniec lat 80-tych), w których nikt nie wiedział co to dogtrekking - po prostu  jadąc w góry Korcia i Mimi jechały razem z nami :-). Z obecnym naszym psem Uzim bardzo dużo chodzimy po górach, ale nie startujemy w żadnych zawodach - dlaczego? Powodów jest kilka - Jak chcemy się sprawdzić rywalizujemy w "ludzkich" zawodach - jeżeli ambicja nas poniesie to uszczerbku doznamy tylko my, a nie istota, która nam ufa. Dogtrekking traktujemy jako relaks - zero presji czasu czy trasy - idziemy jak chcemy i gdzie chcemy - tylko my, Uzi i góry. W związku z tym, że w górach też trenujemy taka wyprawa daje nam możliwość napawania się pięknem gór bez "straty" rozgrzewki ;-). Większość zawodów odbywa się w porze roku nie nadającej się na zbyt duży wysiłek fizyczny dla psów, które są bardzo wrażliwe na przegrzanie - jakoś nie wyobrażam sobie marszu po górach z psem (szczególnie rasy syberian husky), gdy temperatura w cieniu sięga + 30 stopni. Bez urazy dla wszystkich organizatorów, ale lato to kiepski czas na zawody dogtrekkingowe - owszem dla ludzi super, ale tu najważniejsze powinny być psy. Mimo to, że niektórzy powiedzą "co oni wiedzą" nie brali udziału w zawodach - chętnie dzielimy się naszym doświadczeniem - stąd pomysł, aby razem z Andrzejem i Olimpią Kłosińskimi stworzyć Kurs Dogtrekking Rekreacyjny - takie połączenie wiedzy behawiorysty z praktyką "łazikowania" z psem. Wbrew pozorom taka forma wymaga dużo większego doświadczenia  i wiedzy niż ten "zorganizowany". Choćby dlatego, że jesteśmy zdani sami na siebie - żaden organizator czy współuczestnik nie udzieli nam wsparcia i nie powie jakie jest wyposażenie obowiązkowe.
               W tym roku udało się trochę pochodzić po górach - poniżej kilka fotek z naszych wypraw.
 Marzec trasa na Turbacza od Nowego Targu


 Wypad na Przełęcz Knurowską - przełom marca i kwietnia - to tu nasze drogi skrzyżowały się  z młodym niedźwiedziem :-)

Kwiecień na Lubaniu




Cała drużyna na majowym wypadzie na Mogielicę






Beskid Wyspowy - lipcowe popołudnie - szybki wypad na borówki - ja zbieram Uzi wypoczywa :-)

Kilka zdjęć z wakacji w Zdyni (Beskid Niski)

Listopadowy wypad w Beskid Niski - nasze jesienne zbiory (rydze zakisiłam - żur na nich palce lizać - niedługo pojawi się przepis)


Cudowny szlak z Koniecznej do Radocyny - pusty, zarośnięty i ta mgła - cóż więcej do szczęścia potrzeba?

 Uzik na cmentarzu w Radocynie - jednej z "nieistniejących" wsi oraz poprawiająca morale gorąca herbatka.

 
    2015 rok to też oczywiście nasze bieganie i to samodzielne, i to z Uzim. Ze względu na to, że nasz futrzak ma już 12 lat i spory "przebieg" - jego treningi biegowe są typowo "seniorskie" - więcej o tym  przy pierwszym wpisie z serii - "Husky na emeryturze".

               Bieganie nasze ludzkie to w tym roku nic imponującego, jeżeli chodzi o ilość startów - dla niektórych z wiadomych powodów, morale w drużynie "Canislandiateam" sięgnęło dna. Zbyszek postanowił w ogóle nie startować - na szczęście przeszło mu :-) - jak ja bym sobie poradziła bez mojego rodzinnego sprintera. U mnie też dość kiepsko, ale w końcu okazało się, że kilka startów zostało zaliczonych - choć w różnym składzie. Rok mieliśmy zacząć od debiutu w Cracovia Maratonie. Już pod koniec grudnia 2014 roku zaczęliśmy intensywne treningi, które po miesiącu zostały brutalnie przerwane. I tu nasze bieganie przestało istnieć, aż do kwietnia nie biegaliśmy właściwie w ogóle - tyle co krótkie trasy obowiązkowe dla Uzika. I tak zbliżał się 19 kwietnia, czyli dzień startu w maratonie - pytanie - biegniemy czy nie? Zbyszek miał łatwo - problemy zdrowotne wykluczyły go z biegu. A ja doszłam do wniosku co mi szkodzi. Plan dobiec do mety -  czas około 4 i pół godziny byłby miłym akcentem. Nie wiem jak ja to zrobiłam - 4 miesiące bez treningów, kiepskie odżywianie, stres - czas 3:46:41. Szczęście początkującej, albo trening jest przereklamowany, a liczy się motywacja?? Ja chciałam przebiec maraton dla Mamy, która była naszym najwierniejszym kibicem i udało się.
14 PKO CRACOVIA MARATON

To był  jakiś punkt zwrotny i zaczęliśmy więcej trenować.


10 maj II Bieg Pszczelim Szlakiem - startuje tylko Zbyszek
- my z Uzim robimy jako kibice i zaplecze techniczne (relacja http://zabieganezycie.blogspot.com/2015/05/z-buta-lesny-bieg-pszczelim-szlakiem.html )


Zbyszek biegł, a Uzi pije ;-)



20 czerwca - Bieg Wierchami Rytro - 30 km - startujemy obydwoje - pierwszy start w biegu górskim na dystansie dłuższym niż półmaraton (relacja http://zabieganezycie.blogspot.com/2015/06/z-buta-ii-bieg-wierchami-rytro.html).






5 wrzesień - Gorce Maraton - mój debiut w maratonie górskim - udało się przebiegłam i przeżyłam :-). Potwierdziłam też fakt, że bułka i banan to podstawa sukcesu nie tylko w skokach ;-).
Na trasie :-)

4 październik Bieg Trzech Kopców - znów startujemy całą dwu osobową drużyną.

8 listopad Icebug summertrail w Kluszkowcach - bieg letni, który z przyczyn technicznych odbył się jesienią ;-). Startowaliśmy obydwoje - chyba nasze najtrudniejsze 15 km po górach. Trasa niesamowicie wymagająca - ostre podbiegi strumieniami, zbiegi dawnymi tzw. spustami drewna - rewelacja. Bieg ten jest nietypowy - są dwie klasyfikacje. Jedna to typowy bieg anglosaski - czyli w górę i w dół. Ale oprócz tego odbywają się Mistrzostwa Polski w Zbieganiu górskim - czyli z górki na pazurki kto szybciej :-). Miałam tu nie lada wyzwanie obronić brązowy medal z zeszłego roku - udało się z nawiązką - było srebro i dodatkowo 3 miejsce w całym biegu. Czego nie udałoby mi się osiągnąć bez mojego prywatnego pacemakera czyli "zająca". Zbyszek ostro nadawał tempo co przypłacił bolesną kontuzją - pęcherze na obu nogach tak gigantyczne, że jeszcze takich nie widziałam.


31 grudzień jak zawsze na koniec sezonu będzie Krakowski Bieg Sylwestrowy.

Tyle w temacie startów jak widać bez szaleństwa. Trzy pozytywy - wróciliśmy do biegania, Zbyszek do startów, mnie udało się pobiec 3 długie biegi :-).

               Biegowe plany na 2016 rok - od 4 stycznia wracamy do ostrych treningów, żeby przygotować Zbyszka do debiutu na maratońskim dystansie i mnie do kilku startów w górskich biegach na długim dystansie (w tym debiut na 50 km).

Co tydzień będziemy zdawać relację z naszych treningów. Nie jesteśmy trenerami, więc nie będziemy Wam mówić jak należy trenować to będą nasze doświadczenia i przemyślenia, ale może komuś pomogą. Przede wszystkim to zmagania z "chochlikiem" w głowie Zbyszka, który mu podpowiada, że nie da rady oraz z moim wyzwaniem 2 maratony (w tym jeden górski) w ciągu 3 tygodni oraz pierwszą "50" :-). Czyli trening duszy i ciała.

Mam nadzieję, że będziecie nam kibicować i trzymać za nas kciuki :-).



              

poniedziałek, 28 grudnia 2015

SYLWESTER...... trudny czas dla wszystkich zwierząt!!!!!



          Już za kilka dni będziemy żegnać stary, a witać Nowy Rok. Większość już od dawna planuje bale, stroje i dobrą zabawę. To w końcu czas radości, ale niestety nie dla wszystkich. Psy, które mają fobię dźwiękową oraz ich opiekunowie przeżywają wówczas koszmar. Z doświadczenia behawiorysty wiem, że jest to jeden z trudniejszych do pozbycia się psich lęków. Dlaczego tak jest - powodów jest kilka. Po pierwsze strach przed głośnymi dźwiękami jest naturalnym zachowaniem wszystkich zwierząt - głośny dźwięk sygnalizuje zbliżające się zagrożenie, więc należy na nie zareagować. Stąd dużo psów, ale i innych zwierząt szuka wtedy ustronnego cichego i bezpiecznego miejsca, oddala się od źródła dźwięku i szuka naszego wsparcia - czasem oczywiście z wielu powodów naturalna obawa przeradza się w bardzo nasilony lęk. Fobia ta w dużym nasileniu pojawia się okresowo, czyli okres świąteczno - noworoczny oraz okres letnich burz - opiekunowie nie mają często zbyt dużej motywacji do systematycznej pracy. Ciężko kontrolować bodziec wyzwalający - głośne dźwięki pojawiają się niespodziewanie i nie mamy na nie wpływu. Fajerwerki pojawiają się tylko raz w roku, ale dużo częściej mamy do czynienia z burzami - próby oddwrażliwiania są często dość trudne bo burza to nie tylko grzmoty. Psy mogą wyczuwać zapach ozonu, czy zbliżającego się deszczu poza tym mogą reagować na zmieniające się ciśnienie atmosferyczne i wiele innych czynników poprzedzających burzę. Tych elementów nie może wykorzystać w czasie ćwiczeń z psem.  

            Bardzo często o problemie przypominamy sobie zbyt późno - czyli nie mamy już możliwości systematycznej pracy z naszym psem. Zawsze też należy pamiętać o tym, że w pracy z żywym organizmem musimy wyznaczać sobie cele, które są możliwe do osiągnięcia. Nie zawsze możemy osiągnąć  to co sobie zamierzyliśmy - taki idealny cel - nasz pies siedzi na balkonie i podziwia z nami pokaz sztucznych ogni ;-). Czasem musimy pogodzić się z tym, że to co możemy osiągnąć to nie brak lęku przed głośnymi dźwiękami, ale skuteczny sposób na przetrwanie tego trudnego czasu w jak najlepszej formie. To takie wypracowanie pewnej strategii, gdy pies zaczyna się bać. Prosty przykład - pies boi się burzy - do tej pory wpadał w panikę, próbował uciekać, pojawiały się silne objawy stresu (dyszenie, przyśpieszony oddech, pocenie się opuszek łap itp.). Po terapii pies sam idzie w spokojne miejsce i oczekuje, że np. zrobimy mu masaż relaksacyjny lub włączymy muzykę relaksacyjną. Nadal się boi lecz potrafi kontrolować swoje zachowanie.

            Wracając do Sylwestra - jak możemy mu pomóc?

Przede wszystkim musimy zapewnić mu spokojne miejsce, w którym może się ukryć np. pomieszczenie pozbawione okien. Wbrew rozpowszechnionej opinii musimy być dla psa wsparciem, czyli nie zostawiamy go samemu sobie. Mądre "bycie" z psem, czyli masaż relaksacyjny, zwykłe przytulenie czy głaskanie w żaden sposób nie wzmocni psiego lęku . Jest to nieprzyjemne uczucie i nie ma możliwości, aby zadziałały tu zwykłe zasady wzmocnienia pozytywnego. Psy jako zwierzęta socjalne w sytuacji strachu zawsze będą szukać wsparcia w grupie. Po szczegóły odsyłam do książki Patrcii McConnell. Co dalej możemy maskować dźwięki dochodzące z zewnątrz np. muzyką.
Jeżeli lęk jest nasilony należy już wcześniej zgłosić się do lekarza weterynarii, który przepisze naszemu psu środki uspakajające. Ważne aby nie była to acepromazyna czyli popularny Sedalin. Lek ten powoduje jedynie ograniczenie ruchliwości naszego psa, który jest nadal w pełni świadomy, ale dodatkowo nie może się ruszać. Poza tym środek ten powoduje wzmożoną reakcję na dźwięki - czyli nasz pies nadal się boi i jeszcze lepiej słyszy dochodzące dźwięki.

Jeżeli lęk naszego psa jest bardzo nasilony, z jakiś powodów nie chcemy mu podawać środków uspakajających, my również nie lubimy ani hucznych zabaw, ani dźwięków wybuchających petard - co w takim razie ??? Pozostaje nam porzucić miejski zgiełk i wyjechać w ustronne i ciche miejsce :-).
Taki krajobraz powinien nam towarzyszyć w ostatnich dniach roku


Jak wyglądał nasz Sylwester z Uzikiem już wkrótce :-)

           

niedziela, 20 grudnia 2015

Świąteczne przemyślenia Zbyszka...

          

Nadchodzi czas Świąt, czyli czas radości, wspólnych chwil w gronie najbliższych. Pytanie brzmi: czy zawsze, tak to właśnie wygląda? Pewnie w większości przypadków tak jest, ale... Wspólne chwile przy suto zastawionym stole od śniadania do kolacji, sztuczne uśmiechy na stałe przyklejone do twarzy, składanie życzeń ludziom, których nie do końca darzymy sympatią. Jemy potrawy, które nie zawsze są smaczne, ale zawsze trzeba je pochwalić, aby nie urazić twórcy tego kulinarnego arcydzieła, uśmiechamy się choć nie zawsze jest powód do zadowolenia i czasem też mamy w pamięci saldo naszego konta bankowego, które zostało mocno uszczuplone.

W większości rodzin spotkania świąteczne są miłe, sympatyczne i wyczekiwane przez cały rok. No i te prezenty pod choinką...
Takim rodzinom należy pogratulować, ponieważ takie powinny być spotkania w gronie najbliższych, ludzi którzy darzą się uczuciem, są dla siebie mili, wspierają się w trudnych chwilach, a składając sobie życzenia są szczerzy i uczciwi. Oby takie Święta gościły we wszystkich domach.
          Na Świętach jest jednak pewna rysa i to dość głęboka, a mianowicie wielka narodowa rzeź karpi. Po transporcie, są przetrzymywane w małych zbiornikach, bez dostępu do pokarmu, a następnie zabijane nie zawsze "na śmierć" i nierzadko dogorywające przenoszone w foliowych siatkach, gdzie konają w męczarniach przez kilka godzin. Zastanawiam się dlaczego inne ryby sprzedawane są martwe, a nieszczęsny karp musi przejść drogę przez mękę zanim trafi na stół? Czym właściwie ten gatunek ryby zasłużył sobie na taką "drogę śmierci" zanim elegancko ubrani ludzie przy odświętnie udekorowanym stole wbiją w niego widelec.
Teoretycznie obowiązuje zakaz sprzedaży żywych ryb bez wody, ale jest to przestrzegane tylko w niektórych dużych sieciach handlowych - w małych sklepach czy na stoiskach rozstawionych na placach targowych bywa już różnie. Nie jest to oczywiście reguła, większość sprzedawców przestrzega prawa, zdarzają się jednak wyjątki i to niestety nie pojedyncze. Niejednokrotnie widzi się osoby idące ulicą z trzepoczącymi karpiami w siatce. Są różne rodzaje śmierci, choć każda jest pewna, ale karpie z niewiadomych przyczyn mają jedną z najgorszych. 
          Postarajmy się aby, ten piękny czas Bożonarodzeniowy, nie był czasem kojarzącym się z cierpieniem i śmiercią, tylko z miłością i początkiem nowego życia.

       Trzeba mieć nadzieję, że podejście społeczeństwa do losu zwierząt, które są zjadane trochę się zmieni. Choć i tak wszyscy nie zrezygnują z jedzenia mięsa -  to przynajmniej ograniczmy cierpienie tych niewinnych istot, które oddają swoje życie, abyście cieszyli się "karpiem w galarecie".