Koniec roku to zawsze czas
podsumowań i przemyśleń. Czasem wśród życzeń noworocznych można usłyszeć -
"oby następny rok nie był gorszy od poprzedniego" - my mamy za sobą
najgorszy rok naszego życia - więc teraz może być już tylko lepiej :-).
Jako, że przez
większość swojego życia byłam optymistką - i mam nadzieję, że kiedyś to wróci,
poza tym kto by chciał czytać o pracy - skupię się tylko na tym co dobre i miłe, czyli
bieganie i góry oczywiście nieodłącznie związane z psami :-).
Zaczniemy od gór - naszej pasji
do chodzenia po nich w towarzystwie "czterołapa", czyli nasz
rekreacyjny dogtrekking. Generalnie z psami po górach chodzimy od
dziecka...niestety to już bardzo długo - początki wypraw w góry z naszymi
jamniczkami zaczęły się w czasach (koniec lat 80-tych), w których nikt nie
wiedział co to dogtrekking - po prostu
jadąc w góry Korcia i Mimi jechały razem z nami :-). Z obecnym naszym
psem Uzim bardzo dużo chodzimy po górach, ale nie startujemy w żadnych zawodach
- dlaczego? Powodów jest kilka - Jak chcemy się sprawdzić rywalizujemy w
"ludzkich" zawodach - jeżeli ambicja nas poniesie to uszczerbku
doznamy tylko my, a nie istota, która nam ufa. Dogtrekking traktujemy jako
relaks - zero presji czasu czy trasy - idziemy jak chcemy i gdzie chcemy -
tylko my, Uzi i góry. W związku z tym, że w górach też trenujemy taka wyprawa
daje nam możliwość napawania się pięknem gór bez "straty" rozgrzewki
;-). Większość zawodów odbywa się w porze roku nie nadającej się na zbyt duży
wysiłek fizyczny dla psów, które są bardzo wrażliwe na przegrzanie - jakoś nie
wyobrażam sobie marszu po górach z psem (szczególnie rasy syberian husky), gdy
temperatura w cieniu sięga + 30 stopni. Bez urazy dla wszystkich organizatorów,
ale lato to kiepski czas na zawody dogtrekkingowe - owszem dla ludzi super, ale
tu najważniejsze powinny być psy. Mimo to, że niektórzy powiedzą "co oni
wiedzą" nie brali udziału w zawodach - chętnie dzielimy się naszym
doświadczeniem - stąd pomysł, aby razem z Andrzejem i Olimpią Kłosińskimi
stworzyć Kurs Dogtrekking Rekreacyjny - takie połączenie wiedzy behawiorysty z
praktyką "łazikowania" z psem. Wbrew pozorom taka forma wymaga dużo
większego doświadczenia i wiedzy niż ten
"zorganizowany". Choćby dlatego, że jesteśmy zdani sami na siebie -
żaden organizator czy współuczestnik nie udzieli nam wsparcia i nie powie jakie
jest wyposażenie obowiązkowe.
W tym roku udało się trochę
pochodzić po górach - poniżej kilka fotek z naszych wypraw.
Wypad na Przełęcz Knurowską - przełom marca i kwietnia - to tu nasze drogi skrzyżowały się z młodym niedźwiedziem :-)
2015 rok to
też oczywiście nasze bieganie i to samodzielne, i to z Uzim. Ze względu na to,
że nasz futrzak ma już 12 lat i spory "przebieg" - jego treningi biegowe
są typowo "seniorskie" - więcej o tym przy pierwszym wpisie z serii - "Husky na
emeryturze".
Bieganie nasze ludzkie to w tym
roku nic imponującego, jeżeli chodzi o ilość startów - dla niektórych z
wiadomych powodów, morale w drużynie "Canislandiateam" sięgnęło dna.
Zbyszek postanowił w ogóle nie startować - na szczęście przeszło mu :-) - jak
ja bym sobie poradziła bez mojego rodzinnego sprintera. U mnie też dość kiepsko,
ale w końcu okazało się, że kilka startów zostało zaliczonych - choć w różnym
składzie. Rok mieliśmy zacząć od debiutu w Cracovia Maratonie. Już pod koniec
grudnia 2014 roku zaczęliśmy intensywne treningi, które po miesiącu zostały
brutalnie przerwane. I tu nasze bieganie przestało istnieć, aż do kwietnia nie
biegaliśmy właściwie w ogóle - tyle co krótkie trasy obowiązkowe dla Uzika. I
tak zbliżał się 19 kwietnia, czyli dzień startu w maratonie - pytanie - biegniemy
czy nie? Zbyszek miał łatwo - problemy zdrowotne wykluczyły go z biegu. A ja
doszłam do wniosku co mi szkodzi. Plan dobiec do mety - czas około 4 i pół godziny byłby miłym
akcentem. Nie wiem jak ja to zrobiłam - 4 miesiące bez treningów, kiepskie
odżywianie, stres - czas 3:46:41. Szczęście początkującej, albo trening jest
przereklamowany, a liczy się motywacja?? Ja chciałam przebiec maraton dla Mamy,
która była naszym najwierniejszym kibicem i udało się.
14 PKO CRACOVIA MARATON |
10 maj II Bieg
Pszczelim Szlakiem - startuje tylko Zbyszek
- my z Uzim robimy jako kibice i zaplecze techniczne (relacja http://zabieganezycie.blogspot.com/2015/05/z-buta-lesny-bieg-pszczelim-szlakiem.html )
Zbyszek biegł, a Uzi pije ;-)
20 czerwca - Bieg Wierchami Rytro - 30 km - startujemy obydwoje - pierwszy start w biegu górskim na dystansie dłuższym niż półmaraton (relacja http://zabieganezycie.blogspot.com/2015/06/z-buta-ii-bieg-wierchami-rytro.html).
5 wrzesień -
Gorce Maraton - mój debiut w maratonie górskim - udało się przebiegłam i
przeżyłam :-). Potwierdziłam też fakt, że bułka i banan to podstawa sukcesu nie
tylko w skokach ;-).
Na trasie :-) |
4 październik
Bieg Trzech Kopców - znów startujemy całą dwu osobową drużyną.
8 listopad
Icebug summertrail w Kluszkowcach - bieg letni, który z przyczyn technicznych
odbył się jesienią ;-). Startowaliśmy obydwoje - chyba nasze najtrudniejsze 15
km po górach. Trasa niesamowicie wymagająca - ostre podbiegi strumieniami,
zbiegi dawnymi tzw. spustami drewna - rewelacja. Bieg ten jest nietypowy - są
dwie klasyfikacje. Jedna to typowy bieg anglosaski - czyli w górę i w dół. Ale
oprócz tego odbywają się Mistrzostwa Polski w Zbieganiu górskim - czyli z górki
na pazurki kto szybciej :-). Miałam tu nie lada wyzwanie obronić brązowy medal
z zeszłego roku - udało się z nawiązką - było srebro i dodatkowo 3 miejsce w
całym biegu. Czego nie udałoby mi się osiągnąć bez mojego prywatnego pacemakera
czyli "zająca". Zbyszek ostro nadawał tempo co przypłacił bolesną
kontuzją - pęcherze na obu nogach tak gigantyczne, że jeszcze takich nie
widziałam.
31 grudzień
jak zawsze na koniec sezonu będzie Krakowski Bieg Sylwestrowy.
Tyle w temacie
startów jak widać bez szaleństwa. Trzy pozytywy - wróciliśmy do biegania,
Zbyszek do startów, mnie udało się pobiec 3 długie biegi :-).
Biegowe plany na 2016 rok - od 4
stycznia wracamy do ostrych treningów, żeby przygotować Zbyszka do debiutu na
maratońskim dystansie i mnie do kilku startów w górskich biegach na długim
dystansie (w tym debiut na 50 km).
Co tydzień
będziemy zdawać relację z naszych treningów. Nie jesteśmy trenerami, więc nie
będziemy Wam mówić jak należy trenować to będą nasze doświadczenia i
przemyślenia, ale może komuś pomogą. Przede wszystkim to zmagania z
"chochlikiem" w głowie Zbyszka, który mu podpowiada, że nie da rady
oraz z moim wyzwaniem 2 maratony (w tym jeden górski) w ciągu 3 tygodni oraz
pierwszą "50" :-). Czyli trening duszy i ciała.
Mam nadzieję,
że będziecie nam kibicować i trzymać za nas kciuki :-).