poniedziałek, 19 grudnia 2016

Z PSEM PRZEZ ŻYCIE_"Święta, święta...ach te prezenty :-)"



               Przed Świętami zawsze zadaje sobie pytanie czy dawanie psu prezentu pod choinkę ma jakiś sens - z punktu widzenia psa, oczywiście. Dla nas, ludzi rzecz jasna tak, ponieważ wszyscy otrzymują podarunki i to jedna ze świątecznych tradycji. Każdy to lubi, czeka, zastanawia się co to będzie - kolejny krawat, albo sweter z reniferem, może wełniane gatki, które gryzą w tyłek. To oczekiwanie, spekulacje, niepewność, jak bardzo nietrafiony będzie ten prezent, jest chyba najciekawsze.Pytanie jest następujące, czy pies może czekać na prezent,  a potem cieszyć się z jego otrzymania. Oczywiście nie zdaje sobie sprawy z tego, że nadchodzą Święta, ale gdy pojawiają się zapakowane paczki pod choinką, wtedy już wie co jest na rzeczy. Otóż z moich obserwacji wynika, że tak właśnie jest. Może odczuwać przyjemność z prezentu i to do tego stopnia, że gdy ktoś rozpakowuje swój  prezent, czy to urodzinowy czy inny, Uzi przychodzi i też czeka na swoją paczuszkę. Przy każdej okazji chce dostać coś ciekawego lub smacznego. Upomina się o to czasem dość nachalnie, szturchając nosem albo drapiąc łapką. Naprawdę potrafi się cieszyć, chodzi wokół swojego upominku, jakby delektował się jego widokiem czy zapachem. Gdy jest to jakiś smakołyk zaraz go zjada, z wielkim apetytem, ale nigdy nie połyka dużego kawałka, tylko gryzie bardzo dokładnie, jakby chciał dotrzeć do całego smaku - mlaska przy tym dość głośno. 
Dawanie psom prezentów jest jednak najprzyjemniejsze dla nas ludzi, gdy patrzymy na te wesołe mordy, uśmiechnięte oczyska, machające ogony, wtedy dawanie prezentów nabiera zupełnie innego znaczenia. Pies zawsze będzie zadowolony, nie będzie udawał - jakie te szare skarpety śliczne, a te szorty w banany - zawsze o takich marzyłem, gdy miałem dziesięć lat co prawda teraz mam czterdzieści i priorytety się zmieniły, ale ciotka o tym zapomniała :-). Pies zawsze będzie machał ogonem, bez udawania. Obie strony są zadowolone, a to przecież jest głównym celem obdarowywanie się prezentami.

Zbyszek :-)

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Z BUTA - "Smok wawelski czy smog wawelski oto jest pytanie? Czyli kilka słów o tym, jak zmieniać świat należy od siebie."



To nie atak kosmitów to krakowscy biegacze przygotowani do treningu. Niestety stan powietrza w Krakowie jest tragiczny - (stacja Złoty Róg - PM10 291%, Aleja Krasińskiego 371%, Dietla 286% normy), ale nie tylko bo problem ten dotyczy większości większych i mniejszych miejscowości w całej Małopolsce. Dzisiaj około 17.00 spróbowałam biegać - dystans, jaki byłam w stanie przebyć to 4,8 km - mimo specjalnej maski dalszy trening byłby delikatnie mówiąc mało rozsądnym rozwiązaniem. Nasz blog miał być pewnym rodzajem przyjemnej odskoczni od zwykłej szarej rzeczywistości i staraliśmy się poruszać tu raczej miłe i przyjemne wątki - niestety ten wpis, taki nie może być. Mój zawód odciska jednak silne piętno, i jak słyszę rozmowy mieszkańców Krakowa, które obecnie mocno oscylują wokół smogu i każda kończy się sformułowaniem "powinni coś z tym zrobić" - to delikatnie mówiąc szlag mnie trafia. Oczywiście, że władze zarówno te na szczeblu lokalnym, jak i krajowym (bo problem ten dotyczy już całego kraju) powinny podjąć szereg działań zmierzających do poprawy jakości powietrza, a co za tym idzie jakości życia obywateli naszego pięknego kraju. Jednak zmiany powinny zacząć się w naszych głowach i świadomości, która niestety jest żenująca. Przykład zasłyszany dziś w czasie próby biegania - dwóch sąsiadów rozmawia przez płot - jeden rąbie drewno do kominka i skarży się drugiemu, że nie ma czym oddychać, taki dziś smog i oczywiście sformułowanie, że władze Krakowa nic z tym nie robią. Po czym zabrał drewno do koszyka i z pewnością poszedł rozpalić ogień. Może się czepiam, ale takie osoby powinny siedzieć bardzo cicho i nic nie  mówić o smogu, bo sami go tworzą (według niektórych badań pyłu zawieszonego powstaje więcej przy spalaniu drewna niż węgla). Jeden z moich szanownych kolegów na sugestię, że może w czasie tak złego stanu powietrza wstrzymałby się od palenia w kominku stwierdził, że przecież jego jeden kominek świata nie zbawi. Jednak, gdy takich ludzi są setki, tysiące czy miliony to problem jest już dużo większy. Bo przecież każdy tak twierdzi co się zmieni, jeżeli ja zmienię swoje nawyki i pomyślę o konsekwencjach swoich działań. Każda zmiana, jak podróż zaczyna się od małego kroku - może właśnie od Twojego??
     Ludzie pomyślcie dym z Waszego komina zatruwa Wasze dzieci. Co im powiesz za kilka czy kilkanaście lat, gdy będą umierały na nowotwór, niewydolność oddechową czy inne choroby powodowane przez zanieczyszczenie powietrza - "przepraszam, że kilka lat temu nie pomyślałem i paliłem w kominku czy nie postarałem się o wymianę pieca zasilanego paliwami stałymi na bardziej ekologiczny"???? Może to co napisałam jest zbyt okrutne i dosadne, ale może czas spojrzeć prawdzie w oczy - zabijamy siebie i swoją planetę.
Ale to nie tylko "władze" muszą zacząć działać, my sami musimy rozpocząć zmiany od siebie.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Z PSEM PRZEZ ŻYCIE - "Przypadkowy weekend"


Mówi się, że trafiło się komuś coś niespodziewanego , jak ślepej kurze ziarno -przysłowie takie. Nam tak trafił się listopadowy weekend, w Beskidzie Niskim, który nie był planowany. Co prawda połączony był z wyjazdem służbowym, ale za to był przedłużony - czyli prawie pięć dni. Pogoda była całkiem przyzwoita, jeszcze leżał śnieg. Niestety szybko stopniał i pozostało po nim błoto tak lepkie i głębokie, że idąc po nim można było sobie nachlapać do uszu.


Po wykonaniu zadań służbowych można było poświęcić się rzeczy najważniejszej czyli odpoczynkowi.
Nasz dziadek Uzi, miał obiecaną wycieczkę w góry - taką z plecakami, kijkami, posiłkiem na szczycie - a ponieważ słowa danego psu zawsze się dotrzymuje, więc poszliśmy na Rotundę. Błoto aż płynęło w dół ścieżki, ale przy świecącym słońcu, chłodzie i w miłym towarzystwie można sie trochę upaprać - no, może więcej niż trochę. Uzi wyszedł na górę bardzo dobrze, mimo swoich lat, a po zdobyciu szczytu był oczywiście głodny i oczekiwał na przysmak.

Gdy rodziła się ta świecka tradycja były to zwykle, wstyd przyznać, słodycze. Jednak od pewnego czasu dostaje coś o niebo lepszego od słodyczy, czyli domowej roboty psie ciasteczka, o różnych smakach i właściwościach. Jednak wszystkie są bardzo zdrowe, smaczne, w niewielkich ilościach mogą być stosowane podczas wysiłku fizycznego.
Dają dużo energii aktywnemu psu nie obciążając przewodu pokarmowego, oczywiście nie można przesadzić z ilością. Obecnie takie ciasteczka można nabyć drogą zakupu w naszym sklepie na stronie www.psinki-muffinki.pl. Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia naszego sklepu, a rekomendacją ciasteczek niech będzie znakomita forma fizyczna Uziego. Uzi też zaprasza do sklepu.


Przy okazji mogliśmy zobaczyć cmentarz z I wojny na szczycie Rotundy, już po całkowitym remoncie.
Trzeba powiedzieć, że jest to wyjątkowe miejsce, ponieważ tak wysoko w górach miejsca pochówku nie zdarzają się często. Na dodatek takie miejsca pokazują jakim nieszczęściem jest wojna. Leżą tak żołnierze kilku narodowości, którzy zginęli w nie swoim kraju, walcząc za nie swoją ojczyznę, w walce o jakieś wzgórze, które generałowie uznali za ważne. Trzeba zaznaczyć, że bitwa gorlicka była niezwykle ważna dla losów wojny, ale dla tych ludzi to było bez znaczenia, zwłaszcza dla poległych.

Dobrze, że ktoś pamięta o poległych żołnierzach i dba o takie miejsca.

środa, 9 listopada 2016

Drużyna Psinki-muffinki wybrała się na Turbacz w poszukiwaniu borówek ;-)



Sobota - 5.11.2016 to pierwszy dzień działania naszego sklepu internetowego i małej, domowej wytwórni psich ciasteczek - Psinki-muffinki.pl. Postanowiliśmy ten dzień uczcić treningiem w górach - jako, że jesteśmy mocno związani z Gorcami wybór mógł być tylko jeden - Turbacz. Trasa z Przełęczy Knurowskiej. Jadąc z Krakowa żartowaliśmy, że może znajdziemy borówki do Owocowych misiów - jeżeli prawdziwe niedźwiedzie nie zjadły wszystkich. Oczywiście borówek nie było - był natomiast cudowny śnieg, a na szczycie Turbacza również lekki mrozik i piękne słonko. 




 Wyprawa była bardzo udana choć bez Uzika było trochę smutno - nasz kochany staruszek ma obiecaną spokojną wycieczkę w długi listopadowy weekend :-).


 Pierwszy zimowy górski trening za nami :-)

Niestety dolny odcinek trasy nie był już taki śnieżny, jak szczyt co widać na naszych butach ;-).
Udało mi się też zaprzyjaźnić z tym miłym Panem :-)

poniedziałek, 31 października 2016

KUCHNIA NA 4 ŁAPY i NOS - "Już za chwileczkę, już za momencik.... wielkie otwarcie sklepu z pysznymi, zdrowymi i domowymi ciastkami dla wszystkich psich łakomczuchów..."







      Zastanawialiście się kiedyś czy Wasz pies ma preferencje smakowe, czy jest mu wszystko jedno co je?

      U wszystkich ssaków odczuwanie smaków związane jest z funkcjonowaniem specjalnych receptorów tzw. kubków smakowych (zlokalizowane są w niewielkich wypukłościach na powierzchni języka).



Odczuwanie smaku jest ściśle związane z obecnością śliny. Psie gruczoły ślinowe wydzielają 2 rodzaje śliny:

-          Gęstą przy pokarmach mięsnych;

-          Rzadką i wodnistą przy spożywaniu warzyw.



Człowiek rozróżnia 4 podstawowe smaki:

-          Słodki

-          Słony

-          Kwaśny

-          Gorzki

Dodatkowy smak do tzw. „umami” czyli smak kwasu glutaminowego.

Zwierzęta reagują na te same grupy substancji chemicznych co ludzie. Ale mają inną wrażliwość i inne smaki uważają za atrakcyjne. Np. psy i inne mięsożerne gatunki nie odczuwają takie pociągu do soli, jak ludzie i gatunki roślinożerne.  Gatunki mięsożerne zapotrzebowanie na  sód zawarty w soli zaspakajają z pokarmem mięsnym bogatym w ten pierwiastek. Z tego względu u tych gatunków receptory odpowiedzialne za smak słony są bardzo słabo rozwinięte.  Psy uwielbiają natomiast smak słodki. Wynika to z faktu, że są zwierzętami wszystkożernymi i swoją dietę mięsną często uzupełniają o pokarm roślinny np. słodkie, dojrzałe owoce.

         U zwierząt drapieżnych takich jak koty czy psy występują receptory odpowiedzialne za smak mięsa i tłuszczu. Jest to odpowiednik ludzkich receptorów „umami”. Reaguje on na te same substancje chemiczne co receptory mięsne u zwierząt. Niektórzy producenci karm dla zwierząt wykorzystują ten fakt dodając do niej spore ilości glutaminianu sodu w celu zwiększenia jej atrakcyjności.

    U  psów, kotów i innych drapieżników występują jeszcze jedne receptory, których nie posiadają ludzie?? To receptory smakowe wzbudzane przez wodę.  Zlokalizowane są na koniuszku języka. Ich aktywność wzrasta po zjedzeniu słonego lub słodkiego. Jest to związane z jedzeniem pokarmów bogatych w sód.

     Zwierzęta tak samo jak ludzie mają określone preferencje smakowe. I nie jest im obojętne co trafia do ich misek. Oczywiście, że nie jest to dominujący zmysł ale nie można o nim zapominać. Psy lubią wszystko co słodkie. Mają umiarkowaną awersję do smaków kwaśnych i silną do gorzkich.



W związku z tym po wielu miesiącach przygotowań i oczekiwania uruchamiamy naszą małą, domową wytwórnię psich smakołyków - wkrótce więcej szczegółów.




środa, 12 października 2016

Jesienne wakacje


Urlop we wrześniu ma kilka dobrych stron. Po pierwsze jest taniej, po drugie chłodniej, po trzecie mniejszy ruch na szlakach i co najważniejsze w lesie są grzyby. Mało ludzi, dużo grzybów i wszystkie nasze - w całym lesie tylko nasze.

Zbieraliśmy je w dużych ilościach, ale niestety przynajmniej 70% było robaczywych. Braliśmy egzemplarze, które wyglądały na zdrowe po odcięciu trzonka, a po przyniesieniu do domu okazywało się, że kapelusz jest robaczywy.
Frustracja znajdowała ujście przez wypowiedzenie pod adresem robaków słów powszechnie uznanych za obraźliwe. Gdyby wszystkie, lub chociaż większość, były zdrowe nie dalibyśmy sobie z nimi rady, ale żarłoczne larwy owadów przyszły z pomocą i problem sam się rozwiązał. Beskid Niski słynie z dzikich lasów bogatych w owoce leśne i grzyby oraz dzikie zwierzęta. Owoców trochę zjedliśmy, grzybów po ususzeniu jest prawie kilogram, zamrożonych rydzów 10 woreczków, a zwierzęta poszły w swoją stronę.


Dziadek Uzi bardzo dzielnie towarzyszył nam w grzybobraniach i nawet uczestniczył w wycieczce w góry. Wyprawa choć średnio długa była taka jaką lubi, z plecakami, kijkami i gotowaniem herbaty - Uzi herbaty nie pije, woli kawę ale niestety nie wziąłem - przyznaje się zawaliłem. Był bardzo szybki, a jego zadowolone oczy - bezcenne.















Chyba największą radość sprawiały Uziemu nocne wyprawy na łąkę, pod las, już poza wieś. W takich miejscach jest naprawdę ciemno, całkowity brak światła, zwłaszcza w bezksiężycową noc, cicho, a wieczorne powietrze niesie zapach traw, ziół, żywicy a czasem odchodów jelenia - ten ostatni zapach tylko czasem.

Na tej łące paliliśmy ognisko, oczywiście w bezpiecznym miejscu, a Uzi jadł kiełbasę pieczoną na patyku, w sensie że nabita na patyk bo ognisko też z patyków.





















Wracając do jeleni, to akurat trafiliśmy na początek rykowiska, więc było słychać ich potężne zaproszenia przeciwników do walki, a może to serenady miłosne. Robią one wrażenie, gdy echo niesie je po górach, a dookoła tylko las i zupełna ciemność. Człowiek wtedy wie, iż mimo to że jest częścią przyrody to taki z niego nieporadny oferma, mały, słaby i jakiś taki ... mieszczuch. Takiemu bykowi lepiej zejść z drogi, to jednak około 200 kilogramów, a czasem więcej, czystego testosteronu. Roślinożerca, a jednak nie ma poczucia humoru i na żartach też się nie zna, wszystko przez te wielkie j...a.

A teraz na koniec - tak czasem bywa na wycieczce, taki mały piesek...

niedziela, 19 czerwca 2016

Z PSEM PRZEZ ŻYCIE - "Grzyby, poziomki... szczęśliwy pies"


Sobota zapowiadała się niezbyt upalnie więc postanowiliśmy wybrać się na małą wyprawę z naszym Uzikiem. Przy okazji miałam pozbierać trochę poziomek - teoretycznie powinny już być. W miejscu, gdzie zawsze były ich ogromne ilości czyli na łąkach przy szlaku na Mogielicę - niestety nawet nie kwitły - owoców malutka garstka :-(. Niestety chyba przymrozki im zaszkodziły. Dobra wiadomość jest taka, że borówki czarnej w tym sezonie będzie sporo.
Nasz "senior" radził sobie świetnie z zapałem ruszył z parkingu i mimo dość wysokiej - jak na niego - temperatury szybko załapał kierunek - Mogielica. Sprytna bestia pamięta wszystkie trasy, którymi kiedyś szedł.




Oczywiście ze względu na pogodę i jego wiek robiliśmy częstsze postoje na pojenie i chwilkę odpoczynku.


Przerwy można było wykorzystać na sprawdzenie czy już pojawiły się pierwsze w tym sezonie grzyby - i nie zawiedliśmy się. Jak na razie tylko borowiki ceglastopore - ale ze względu na ich wyśmienity smak (porównywalny do prawdziwków) nie mam nic przeciwko ich obecności.
Na sam szczyt Mogielicy nie dotarliśmy - ze szlaku wiodącego na niego odbiliśmy na trasę biegową. Dzięki temu Uzi nie nadwyrężył łap na dużych i luźnych kamieniach. Mimo to szczęście wypisane na jego pysku było bezcenne :-). Dogtrekking seniorski rządzi się nieco innymi prawami, ale mimo to jest równie satysfakcjonujący - jeśli nie  bardziej  niż te same wyprawy z młodym i bardzo sprawnym psem. Tu nie liczy się zdobycie kolejnego szczytu i to najlepiej trudniejszą trasą i w lepszym czasie - tu liczy się wspólne spędzanie czasu na kolejnej górskiej "wyprawie". To, że pies jest już starszy, mniej sprawny nie jest równoznaczne, że musi zostawać w domu. Psy, które w młodości były bardzo aktywne i zawsze z nami wychodziły w góry będą mocno odczuwać fakt "odsunięcia" i braku takiej aktywności. Należy im to dostarczać - ale nasze wycieczki muszą być podporządkowane ich potrzebom i sprawności. My jeśli mamy ochotę na mocną i ekstremalną wyprawę możemy zrobić to w innym czasie, gdy nasz czworonożny przyjaciel odpoczywa - na szczęście weekendy mają dwa dni ;-).
Bilans wyjazdu: szczęśliwy pies, garść poziomek i spora ilość grzybów.


Część grzybów już znalazła zastosowanie - trafiła dziś do zawijaczków alla pizza - mniam mniam.


poniedziałek, 23 maja 2016

Z BUTA _ 15 PZU CRACOVIA MARATON oraz kilka słów ku przestrodze...


15 maja 2016 roku odbył jubileuszowy 15 PZU Cracovia Maraton - udało się przebiegliśmy go obydwoje "łamiąc czwórkę". Dla Zbyszka był to debiut na tym dystansie - w końcu mam w rodzinie drugiego "maratończyka" :-).
                                                                Tuż przed biegiem

Początkowo wydawało się, że pogoda jest wymarzona  +12 stopni C i lekkie słonko - niestety był też zimny wiatr. Co pod koniec dystansu mocno odczuliśmy w mięśniach, szczególnie cierpiały nasze uda.
Nie będę Was zanudzać opisami jak biegliśmy, jak się przygotowywaliśmy do biegu - chciałam Was przestrzec przed małymi błędami, które mogą się zdarzyć każdemu. Tym razem padło na mnie.
Dla mnie ten bieg to było wyzwanie nie debiutu - tylko przebiegnięcia dwóch maratonów w ciągu 3 tygodni - z czego jeden był to bieg górski i to najtrudniejszy bieg w moim życiu (Polecam relację z Wielkiej Prehyby).
Ale wróćmy do błędów - bieg na długim dystansie to wbrew pozorom ogromne obciążenie dla organizmu. I do tego wyzwania musimy go odpowiednio przygotować - właściwe żywienie, a przede wszystkim uzupełnianie elektrolitów. W moim przypadku najważniejszy jest potas, z którym ciągle mam problemy. I co teoria teorią, a praktyka to już drugorzędna sprawa. I tak się stało tym razem. Błędy żywieniowe przed i po Wielkiej Prehybie sprawiły, że mój start w Cracovia Maratonie stanął pod wielkim znakiem zapytania. To jednak był mój najmniejszy problem. Tuż przed długim majowym weekendem trafiłam najpierw do kardiologa, a później do szpitala z podejrzeniem zawału serca :-(.  W tym miejscu wielkie dzięki dla miłego Pana doktora z Unicardii za opiekę :-). Na  szczęście okazało się, że to tylko objawy hipokaliemii - i skończyło się prawie całą nocą w szpitalu i kroplówką z potasu. Nie polecam jest wyjątkowo nieprzyjemna i powolna ;-).
Najśmieszniejsze jest to, że zawsze służyłam radą innym jak należy się odżywiać, jak uzupełniać i czym płyny itp. i co sama w codziennym natłoku spraw zapomniałam o najważniejszym. Teraz już pilnuje się codziennie suplementy - potas i magnez - a na sok pomidorowy i banany to już patrzeć nie mogę ;-).
Na sukces w biegach szczególnie długich nie składa się tylko i wyłącznie ciężki trening i silna psychika - podstawą jest odżywianie i uzupełnianie elektrolitów.

Najważniejsze jest jednak, że w tym roku Zbyszkowi się udało wystartować ( w zeszłym roku to On miał problemy ze zdrowiem, które wyeliminowały go ze startu) i ukończyć ze świetnym czasem 3:57:22. Gratuluję i mam nadzieję, że to będzie motywacja do dalszych startów.