poniedziałek, 4 września 2017

MÓJ PIERWSZY ULTRAMARATON ZALICZONY :-)

Tak wyglądałam przed biegiem :-)

Długo wyczekiwany dzień już za nami 2 września 2017 roku odbył się "II Ultra Janosik"  - oj działo się. Ale po kolei... był to mój pierwszy prawdziwy "ultramaraton" dla niewtajemniczonych to każdy bieg na dystansie dłuższym niż zwykły maraton czyli 42,195 km. Mój pierwszy "ultra" liczył sobie 53 km z hakiem przy przewyższeniach: + 1756 m, - 1756 m i wiódł przez piękne Pieniny Spiskie.
Co prawda pogoda nie nastrajała do podziwiania widoków było pochmurno, zimno a deszcz wisiał na włosku - wymarzona pogoda na taki długi bieg. Szczerze to nie wyobrażam sobie biegu otwartymi halami i łąkami w prażącym słońcu.
Jak wiadomo do takiego biegu należy się właściwie przygotować - można powiedzieć w trzech aspektach: fizycznym, psychicznym i technicznym.
Przygotowanie fizyczne to oczywiście właściwy trening, który znów w moim przypadku był utrudniony przez paskudną kontuzję, której nie mogę się pozbyć od lutego :-(.
Przygotowanie techniczne widać na poniższym zdjęciu czyli większość mojego ekwipunku - żele energetyczne, bukłak na wodę, pulsometr zegarek z gps i wiele innych ;-)
Przygotowanie psychiczne to chyba najważniejszy element górskich biegów, a szczególnie tych na długich dystansach - gdy tzw. siada głowa, spada morale i już po Tobie. Gdy wszystko zaczyna boleć, masz przed sobą jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, kilka stromych podbiegów i kilka ładnych godzin wysiłku to głowa zaczyna płatać figle - zaczynasz się zastanawiać po co? po co się tak męczyć przecież właśnie można było siedzieć w fotelu przed telewizorem lub komputerem - popijać kawę, piwo czy cokolwiek innego; można było w tym czasie robić tysiące innych rzeczy, które nie sprawiają Ci bólu, przy których nie zastanawiasz się kiedy pojawią się pęcherze, kiedy odezwie się niedoleczona kontuzja lub cokolwiek innego co spowoduje, że Twoje marzenia prysną jak mydlana bańka. Właśnie te marzenia, pasja chęć przekroczenia kolejnej granicy swojej psychiki i całego organizmu sprawiają, że kryzys mija znajdujesz ukryte pokłady siły i stawiasz kolejny krok i za nim kolejny. Patrzysz na innych biegaczy zmagających się z trasą i własnymi słabościami - widzisz ich delikatny uśmiech, zamieniasz parę słów i znów czujesz w sobie siłę.
Mnie dopadł taki kryzys gdzieś przed Dursztynem miałam wtedy około 20 km do mety i przed sobą koszmarny podbieg pod górę Żar (najwyższy szczyt Pienin Spiskich) - organizatorzy napisali o nim, że to "podbieg, właściwie podejście, a tak naprawdę to czołganie" i tak było - był to najtrudniejszy odcinek trasy - nie tylko pod względem nachylenia, ale też trudności i niebezpieczeństw m.in. spadających luźnych kamieni. Taki mały podbieg,  a tak wiele można było się o sobie dowiedzieć. Było trudno ale w końcu udało się przezwyciężyć kryzys fizyczny i złe myśli (tutaj dziękuję dwóm Krzyśkom spotkanym na trasie dzięki, którym ostatnie kilometry minęły miło i dużo szybciej niż w samotności). Na mecie zameldowałam się po 7:18:11 - był to mój najdłuższy czas spędzony na trasie.

 Na mecie jak zwykle czekała reszta drużyna psinki-muffinki.pl czyli Zbyszek i "trener" Uzi :-), którym bardzo dziękuję za wsparcie zarówno psychiczne, jak i techniczne - Zbyszek stał się mistrzem "tejpowania" bez tych cudownych taśm pewnie pogubiłabym niektóre elementy ciała ;-) i oczywiście nic tak nie poprawia morale na mecie jak kromka chleba z żółtym serem, herbatka i cudowne całusy od Uzika - chłopaki jesteście niezastąpieni.
Cieszyłam się jak dziecko, że udało mi się przebiec ten dystans -  dodatkowo mieszcząc się w limicie czasu wynoszącym 9 godzin. Jeszcze większą radość sprawił mi sms od organizatorów z informacją, że jestem 8 wśród kobiet i 3 w kategorii wiekowej :-). Z tego też względu na następny dzień nie udaliśmy się od razu w podróż na wakacje - przecież musiałam odebrać swoją nagrodę ;-).
Zbyszek do tej pory się ze mnie śmieje, że tak się musiałam męczyć, żeby dostać jakiś kamień ;-)
Cóż dla mnie to był bardzo ważny kamień :-).

sobota, 26 sierpnia 2017

KUCHNIA NA 4 ŁAPY i NOS_ Zbliża się jesień psinki-muffinki.pl zostały "zaatakowane" przez Malinowe misie













Dużymi  krokami zbliża się jesień, a wraz z nią nostalgia, wspomnienie lata ale też ostatnie w tym sezonie... maliny. Nie ma nic pyszniejszego jak malinki, mocna kawa i coś słodkiego. Czy nasi czworonożni przyjaciele mogą liczyć na takie łasuchowanie???  Cóż kawy nie polecam - choć dużo psów ją uwielbia - przy Uziku trzeba dzielnie bronić filiżanki z kawusią ;-). A co ze słodyczami też niewskazane szczególnie te z białym cukrem i czekoladą. Jednak nie można im wszystkiego odmawiać - a trzeba pamiętać, że u psów najlepiej działającymi kubkami smakowymi są te skierowane na smak słodki.
      Z tego też względu w naszej małej rodzinnej psiej cukierni (psinki-muffinki.pl) mamy w asortymencie też ciastka lekko słodkie owocowe lub warzywne. Ze względu na zbliżającą się jesień do naszej kuchni zawitały - co prawda nie tatrzańskie niedźwiedzie ale sympatyczne Malinowe misie.
 Z dużą zawartością świeżych malin, na mące owsianej, a ich słodycz pochodzi od zdrowego pszczelego miodu. Wszystkie jak widać na poniższych zdjęciach są ręcznie robione :-).


Maliny zawierają wiele witamin:
Witamina C, tiamina, ryblofawina, niacyna, wita. B6, kwas foliowy, wit. A, wit. E, wit. K oraz minerały: wapń, żelazo, magnez, fosfor, potas, sód, cynk








Ciastka bezmięsne są też świetnym rozwiązaniem dla psów "nerkowców", które muszą ograniczać ilość białka.
 Wkrótce przedstawimy kolejne smaki :-)

Zapraszamy i życzymy smacznego!!!!






poniedziałek, 31 lipca 2017

Z PSEM PRZEZ ŻYCIE - "Upał, upał, upał czyli, jak nie zabić swojego psa"



            W ostatnich dniach nad Polskę nadciągnęła fala upałów - dla jednych ludzi upragniona, dla innych "przeklęta". Istnieją ludzie dla, których 20oC to już skwar i są też tacy, którzy przy 35oC zakładają lekki sweterek. Tak czy inaczej Homo sapiens jest całkiem dobrze przystosowany do dość wysokich temperatur (choć naukowcy twierdzą, że i tak lepiej nasze organizmy znoszą bardzo niskie temperatury, niż bardzo wysokie) - najważniejsze są oczywiście gruczoły potowe rozmieszczone na prawie całym ciele - nic tak dobrze nie reguluje temperatury ciała, jak pocenie się. Poza tym w naszej skórze znajdują się dwa rodzaje komórek reagujących na temperaturę – tak samo mamy wykształcone receptory odbierające ciepło jak i zimno. A jak to wygląda u naszych psów??
            Według niektórych autorów psy w ogóle nie posiadają receptorów ciepła (z wyjątkiem tych znajdujących się wokół pyszczka szczeniaka) natomiast dobrze wykształcone mają te odpowiedzialne za czucie zimna. Inni znów twierdzą, że psy posiadają oba te typy receptorów ale tych reagujących na ciepło jest mniej i są głębiej zlokalizowane (ciepło – 0,3 mm, zimno – 0,18 mm).  Nie oznacza to, że psy nie odczuwają ciepła tylko to odczuwanie jest nieco inne niż u nas. Poszukują one miejsc ciepłych aby zminimalizować uczucie zimna.
            Pies nie reaguje na ciepło tak jak my cofając się, dopiero gorąco musi uszkodzić skórę i wtedy reaguje na ból zarejestrowany przez receptory bólu. Dlatego pies będzie szedł rozgrzanym asfaltem aż do chwili, gdy jego łapy będą dotkliwie poparzone - niestety wielu opiekunów nie zwraca na to uwagi twierdząc, że skoro idzie tzn. że nic się nie dzieje. Niestety to my ludzie musimy czuwać nad bezpieczeństwem naszych czworonogów - zrób test podłoża (chodnika czy asfaltu) przyłóż do niego gołą rękę na 5 sekund jeżeli poczujesz, że jest gorący i nie możesz dłużej wytrzymać to oznacza, że Twój pies poparzy na nim łapy. Często też nie zwracamy uwagi na psa długo leżącego w słońcu, wielu opiekunów twierdzi, że pies wie co robi. Niestety nie zawsze - niektórzy weterynarze twierdzą, że w czasie takiej "drzemki" w upał w nasłonecznionym miejscu nas pies może nawet kilkakrotnie tracić przytomność - i może to doprowadzić do udaru cieplnego lub nawet śmierci. Musimy myśleć za nasze psy.
Psy o wiele łatwiej radzą sobie z zimnem niż gorącem.
Dlatego tak niebezpieczne jest przegrzanie psa w upalny dzień. Często twierdzi się, że gęste futro powoduje u psa przegrzanie. Nie jest tak do końca, futro izoluje psa przed wysoką temperaturą, jednak gdy jest bardzo gorąco ciepło kumuluje się w organizmie i wówczas futro staje się barierą przed chłodzeniem. Pies chłodzi się tylko przez dyszenie i pocenie się poduszkami łap i to nie wszystkie rasy. Obecnie bardzo popularne jest strzyżenie lub wręcz golenie psów na lato i to różnych ras nawet syberian husky. Nie jest to dobre rozwiązanie dla zdrowia naszego psa. Psów, które mają gęstą, dwuwarstwową sierść w ogóle nie należy strzyc. W przypadku innych można ją tylko nieco skrócić góra do 7 mm. Poniżej zdjęcie psa zrobione kamerą termowizyjną - kolor żółty to obszar ogolony, widać ile wyższą temperaturę ma ta część ciała niż ta nie ogolona.

Ostatnia kwestia to spacery - nawet jeżeli my ludzie odczuwamy przyjemność ze spacerowania przy temperaturze powyżej 350C w cieniu - nie oznacza to, że nasz pies również. Często popełniamy błąd zbytniego antropocentryzmu - na wszystko patrzymy z naszej ludzkiej perspektywy. W trakcie upałów ograniczmy psu wysiłek fizyczny szczególnie na otwartej przestrzeni i w godzinach przedpołudniowych. Długi spacer (jeżeli pies będzie miał na niego ochotę) musi odbyć wczesnym rankiem lub późno w nocy. Poranny jest o tyle lepszy, że po nocy wszystko jest nieco wychłodzone. Nie zapomnijmy o wodzie i to nie tylko na spacerach. Jeżeli nasz pies przebywa w ogrodzie musimy zapewnić mu zacienione miejsce do odpoczynku i stały dostęp do świeżej wody. Często polecaną aktywnością na upały jest tropienie - pamiętajmy jednak, że pies pobierając porcję zapachu nie może dyszeć - jeżeli nie dyszy nie chłodzi się. Na czas upałów odpuśćmy naszym psom jakiekolwiek szkolenia, treningi i inne aktywności - zwykły powolny spacer w cieniu wystarczy.
            Jednym słowem upały są niebezpieczne bardziej dla naszych zwierząt niż dla nas samych. Jeżeli Ty sam marzysz już o ochłodzeniu, nie możesz się na niczym skupić - pomyśl co musi przeżywać Twój pies.

Pamiętajmy też o innych zwierzętach: dzikich, bezdomnych, ale też tych należących do nieodpowiedzialnych opiekunów - pozostawionych na łańcuchach lub zamkniętych w samochodach. 

wtorek, 25 lipca 2017

Urodziny Uziego


W piątek 21 lipca mieliśmy wielką uroczystość, a mianowicie czternaste urodziny naszego Uziego.
Sześciotygodniowy Uzi
Podczas pierwszej wycieczki

Trzeba zdjąć te wredne szelki

Odbyły się na przedłużanym weekendzie w Piwnicznej. Dziadek zafundował Uziemu wyjazd, my załapaliśmy się również. Dostał różne smakowite prezenty, nawet takie które na co dzień są zakazane, a w urodziny wyjątkowo mogą zostać spożyte.

Spodziewaliśmy się małej niestrawności, ale obyło się bez sensacji. Nasza prababcia zawsze powtarzała, że jeśli coś komuś smakuje to nie zaszkodzi nawet w nadmiarze. Tego się trzymam jeśli chodzi o spożycie złocistego trunku.

W czasie urodzin Uzi też nim został poczęstowany i oczywiście nic mu nie było. Aby wypocić pozostałości po uroczystości pobiegliśmy z Piwnicznej na Wielki Rogacz, a dostojny jubilat wypoczywał śpiąc na trawie.


Te czternaście lat zleciało bardzo szybko, wydaje się że co dopiero był szczeniakiem, a tu już taki "dojrzały" wiek. Forma fizyczna i pogoda ducha, a także radość z życia mu dopisuje i oby tak dalej przez kolejne wiele lat. 100 lat Uzi.


Dużo zdjęć Uziego ale i uroczystość wyjątkowa. Jeszcze raz 100 lat.

sobota, 8 lipca 2017

Z BUTA_"Złośliwe buty"


Minął pierwszy tydzień istnienia drużyny www.psinki-muffinki.pl

Niestety jak to zwykle bywa, rzeczywistość weryfikuje ambitne plany. Tak też było i tym razem, ponieważ początek był mocny, a koniec słabszy. Stało się tak za sprawą całkowitego zdefasonowania moich butów. Chcę zaznaczyć, iż miały one przebiegnięte nie więcej jak 200 kilometrów i wyprodukowała je wiodąca firma na rynku takiego sprzętu. Na szczęście mogłem je reklamować i wczoraj odebrałem całkowicie nowe obuwie, niestety tej samej marki, ale zupełnie inny model. Zapewne po dwóch może trzech tygodniach znów czeka mnie reklamacja, ale nie przesądzajmy, może nie będzie tak źle.


W sobotę 1 lipca zaczęliśmy delikatnie od 10 kilometrów po najbliższej okolicy, zachowując siły na niedzielne długie wybieganie. Wtedy wybraliśmy się nad Wisłę, alejką na wale przeciwpowodziowym robiąc 19,8 km w 1 godzinę 43 minuty. Bieg był zupełnie płaski więc bawiliśmy się w wydłużanie kroku, co na drugi dzień skutkowało lekkim dyskomfortem ze strony mięśni na udach i łydkach.


W kolejnych dniach zaczął się dylemat czy kupować nowe buty, po zauważeniu totalnej deformacji starych, które nie były wcale stare. Wreszcie w środę wyciągnąłem z szafy stare buty startowe i udaliśmy się na trening również po okolicy, nic wielkiego tylko 13,6 km.

Buty dały radę ale pogoda nie. Uciekaliśmy przed burzą, padało więcej niż trochę i na jezdni płynął całkiem wartki potok, więc jako niegrzeczne dzieci biegliśmy środkiem nurtu. Woda cieplutka i powyżej kostek - dobra zabawa gwarantowana. Niestety każda zabawa ma swoje konsekwencje i tym razem było tak samo. Jedne buty w reklamacji, drugie mokre i tyle z treningu. Teraz jedne nówki sztuki, drugie suche, a jutro jedziemy w góry na trening i w użyciu będzie inne obuwie - paradoks.


sobota, 1 lipca 2017

Drużyna www.psinki-muffinki.pl




Miło nam poinformować, że z dniem dzisiejszym (1 lipca) powołana została do życia drużyna biegowa "Psinki-Muffinki". Jak na razie to drużyna dwuosobowa, a jedynym sponsorem jest sklep z ekologicznymi smakołykami dla psów www.psinki-muffinki.pl Aktualny cel dla nas to przygotowania, bardzo intensywne, do dystansu 53 kilometrów, podczas biegu Ultra Janosik. Bieg odbędzie się 2 września w Niedzicy. Czasu nie jest już tak dużo jakby się wydawało, a przewyższenia to +1757m, więc nie tak mało, a wyspinać się trzeba. Co prawda tylko po to żeby zaraz zbiec w dół i to szybko, ponieważ nie ma na co czekać.



Ostatnio trochę trenowaliśmy mniej, ale to normalne, że każdy biegacz ma w ciągu roku okres zmniejszonej intensywności treningowej. Teraz wracamy do więcej niż normalnej aktywności. Być może uda się utrzymać reżim treningowy, na ile oczywiście obowiązki pozwolą. Pogoda też czasem nie jest zachęcająca, jak chociaż ostatnie upały nie nadawały się do długich treningów. Trzeba by taskać ze sobą beczkę wody, a i tak przegrzanie organizmu gotowe. Przy takiej temperaturze można przebiec 5 może 6 kilometrów, ale takie dystanse na nic się nie przydadzą, dobre dla początkujących, ale ten etap dawno mamy za sobą. 

środa, 29 marca 2017

Z PSEM PRZEZ ŻYCIE - "Podróże z Uzim czyli Bad hofgastein cz II"


Wiosna wokół nas, więc opis wyczynów narciarskich jest może trochę nie na czasie, ale nie było czasu aby napisać o tym wcześniej. Jak mówią lepiej późno niż wcale.

Region, który mieliśmy szczęście odwiedzić należy do SkiAmade jednego z największych regionów narciarskich w Europie. Korzystaliśmy tylko z części tras, ale i tak było ich "tylko" 87 kilometrów. Najdłuższa trasa w naszej okolicy, czyli Bad Hofgastein (tam mieszkaliśmy), Argental, Bad Gastein i Sport Gastein, miała 10,5 kilometra. Duża ilość tras i wyciągów powodowała, że w kolejkach nie traciliśmy dużo czasu, najwyżej 2-3 minuty w punktach węzłowych. W innych miejscach podjeżdżało się właściwie z biegu, chyba że z przodu byli Czesi, którym jak wiadomo nigdy i nigdzie się nie spieszy.

Na pogodę nie można narzekać, tylko w jednym dniu sypał śnieg, w pozostałe pięć, świeciło słońce. Było przez to tak ciepło, że pod koniec dnia pot wpływał do majtek. Mróz w połączeniu ze słonkiem byłby lepszy, ale nie można mieć wszystkiego, ważne że było mnóstwo śniegu i było na czym jeździć.




Trudność tras można określić jako wymagające, mimo że oznaczone w większości jako czerwone. Małe odcinki jako czarne, ale nie zauważyłem większej różnicy w nachyleniu. Zmieniał się tylko kolor tabliczek przy trasie, poza tym były dokładnie takie same. Na takich trasach wychodzi dopiero kto naprawdę jeździ, a komu tylko się wydaje, że umie. Narciarze "gawędziarze" w takich miejscach okupują miejsca w restauracjach i opowiadają o swoich wyczynach, które chyba się im przyśniły po degustacji miejscowych destylatów.

Trasy przygotowane bardzo dobrze, choć na bardzo twardo - chyba tak twardo jak w Szwajcarii - przez to mimo wysokiej temperatury nie było kłopotów  z nierównościami, nawet na zjazdach do miejscowości.

Przy pięknej pogodzie widoki zapierały dech w piersiach, a na takich wysokościach jest na co popatrzeć. Zwiedziliśmy oczywiście wszystkie obowiązkowe punkty w okolicy, czyli punkty widokowe, wiszący most oraz najwyższy szczyt 2300m.n.p.m.



Jeździliśmy też wszystkimi dostępnymi trasami, oczywiście także najdłuższą 10,5 km, która schodziła do naszej wioski.


Poza warunkami narciarskimi, które są dla naszych ośrodków narciarskich nieosiągalne, ze względu na warunki terenowe, w ośrodkach alpejskich panuje cisza. Bierze się to z faktu, iż w Alpach na stokach nie jest odtwarzana żadna muzyka. Dzięki temu panuje spokój, a nie ciągły harmider z głośników - niestety muzyka zwykle nie jest najwyższych lotów, poza tym każdy ma inny gust.

Wyjazd był bardzo udany, trasy świetne, miejscowi bardzo sympatyczni, a nasz Uzi uśmiechnięty - cóż więcej można chcieć.

wtorek, 7 marca 2017

Z PSEM PRZEZ ŻYCIE - "Uzi w Alpach cz. 1 :-)"



Droga do Austrii przebiegła bez niespodzianek i problemów. Uzi świetnie zniósł 870 km podróży, ponieważ jest do nich przyzwyczajony od szczeniaka. Każdy kto chce podróżować z psem, szczególnie na długich trasach musi o tym pomyśleć w momencie przyniesienia psa do swojego domu. Dorosłego zwierzaka trudniej tego nauczyć, choć nie jest to niemożliwe, jednak dość pracochłonne i wymaga dużo cierpliwości i przejechanych kilometrów. Inaczej sytuacja wygląda z psem po przejściach, wziętego z "drugiej ręki", ponieważ nigdy nie mamy pewności jaka jest jego historia, co przeszedł i co go spotkało. Tutaj może się nie udać przyzwyczaić go do jazdy.

Uzi zawsze z nami jeździł wszędzie i dlatego bardzo to lubi. Dla niego samochód to synonim czegoś przyjemnego i uznaje, że auto to najlepszy przyjaciel psa.

W czasie jazdy w jego menu są dostepne dwie opcje: opcja jeden to tryb miejski, tzn. pies siedzi, rozgląda się dookoła, patrzy - "zwiedza" okolicę. Opcja dwa, czyli tryb autostradowy - przy większych prędkościach pies śpi.

Na postojach, które robimy co trzy godziny, szybko załatwia psie sprawy, rozprostowuje nogi, napije się wody, zje swoje ulubione ciasteczka (www.psinki-muffinki.pl) i może jechać dalej.

Jedynym minusem jazdy z Uzim jest temperatura w samochodzie, która musi być odpowiednio niska, więc nie można zapomnieć o swetrze polarze czy bluzie, nawet w lecie.

Po dotarciu na miejsce, czyli do Bad Hofgastein z zakwaterowaniem nie było żadnych niespodzianek. Właściciel hotelu bardzo miły, a co najważniejsze lubiący psy.


Jedzenie, o dziwo jeśli chodzi o Austrię, też całkiem przyzwoite. Była dostępna wersja wegetariańska, a to najważniejsze, chociaż wielkość porcji pozostawiała wiele do życzenia. Za przykład może posłużyć podawanie zupy w filiżance, a to już lekka przesada po całym dniu jazdy na nartach. Przynajmniej udało się zmniejszyć masę ciała - zawsze jakiś plus.

O samej jeździe na nartach w kolejnym wpisie.