sobota, 18 sierpnia 2018

Lubomir i Mogielica


Kolejne szczyty z Korony Beskidów Polskich, które zdobyliśmy to, ten kontrowersyjny Lubomir i Mogielica - bez kontrowersji. Zaczęliśmy od Lubomira, ponieważ na trasie z Krakowa było wygodniej i bardziej po drodze. Szlakiem czerwonym ruszyliśmy z Przełęczy Jaworzyce ze skrzyżowania we wsi Węglówka. Można tam zostawić samochód obok wiaty piknikowej, jednak jest mało miejsca, droga wąska, a dobrych kierowców mało, więc lepiej i bezpieczniej podjechać około 600m wyżej i zaparkować na czymś w rodzaju parkingu. Szlak biegnie spory kawałek asfaltem, lekko pod górkę, żeby potem przejść w szuter i na koniec zmienić się w drogę leśną. Na szczycie Lubomira stoi obserwatorium astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza. W związku z tym wzdłuż trasy znajdują się tablice informacyjne o tematyce astronomicznej, czyli coś jakby ścieżka astronomiczna. Trasa na Lubomir jest krótka bo około 3 km i raczej nieciekawa.
Gdyby nie należał do Korony nie jest wart wycieczki tylko i wyłącznie w celu jego zdobycia, chyba że ktoś interesuje się astronomią i zamierza zwiedzać obserwatorium. Jednak przed wyjściem lepiej sprawdzić godziny otwarcia, ponieważ jest ono otwarte krótko i nie przez cały rok.


Po 1 godzinie i 3 minutach byliśmy już przy samochodzie pokonując 5,25 km trochę mniej bo nie zbiegaliśmy już na Jaworzyce tylko zakończyliśmy na parkingu. Po drodze najedliśmy się zdziczałych czereśni - małych ale wyjątkowo słodkich.

          Z Węglówki pojechaliśmy przez Mszanę Dolną na Przełęcz Rydza-Śmigłego w miejscowości Chyszówki. Na przełęczy za parking robią okolice pomnika poświęconego walkom Legionów Polskich pod dowództwem Edwarda Rydza-Śmigłego z 1914 roku. Od pomnika można ruszyć na północ w kierunku Łopienia lub na południe w kierunku Mogielicy szlakiem zielonym. My zgodnie z planem ruszyliśmy na Mogielicę, początkowo przez łąki, kawałeczek przez las i ponownie przez łąkę do wąziutkiego asfaltu. Nim kawałek między ostatnimi domami i dalej już leśnym traktem. Trasa jest zróżnicowana pod względem nachylenia i nie należy do specjalnie wymagających. Przed ostatnim podbiegiem pod szczyt znajdujemy się na przepięknych górskich łąkach, z których roztaczają się wyjątkowe widoki.

Na dodatek można się na nich do woli najeść borówek - niema tam żadnego parku ani rezerwatu więc można zajadać.
Następnie krótki podbieg pod szczyt i już byliśmy na Mogielicy. Znajduje  się tam wieża widokowa, z której dobrodziejstw można korzystać. Ciekawostką jest dostępność małej drewnianej skrzyneczki, w której znajduje pieczątka do podbijania książeczek GOT lub czegokolwiek innego. Widzieliśmy "geniuszy" którzy przybijali je na czole, nie jest wykluczone, że robili to na innych gładkich częściach ciała, lecz tego na szczęście nie widzieliśmy. Co najdziwniejsze nikt pieczątki nie zniszczył ani nie ukradł.

            Droga w dół była czystą formalnością, odbyła się bez żadnych niespodzianek, choć trochę zmieniliśmy fragment trasy, co zaowocowało znalezieniem kilku grzybów, z których była bardzo dobra zupa. Zebraliśmy też trochę borówek, dziurawca i macierzanki.
Trasa zajęła nam 1 godzinę i 37 minut , a jej długość to 7,57 km.

To dwie krótkie trasy, w sumie 12,80 km, na dodatek łatwe, więc dobrze, że pogoda pozwoliła przebiec je jednego dnia.

Kolejne dwa szczyty zaliczone, kolejny będzie Turbacz, który jest już trochę trudniejszy ze względu na długość trasy. Zamierzamy pobiec szlakiem czerwonym z Rabki, a ta w obie strony ma ponad 30 km. Zobaczymy jak będzie.