Teraz
śnieg jest wszędzie, ale kilka dni temu trzeba było go szukać, był w niewielu
miejscach w Polsce.
Śnieg
numer jeden znaleźliśmy w ostatni czwartek Starego Roku pod Turbaczem, gdzie
było go prawie pół metra.
Trasa
jak zawsze nieźle przetarta, więc można było iść dość wygodnie.
"Dziadek" Uzi pędził zadowolony, jak zawsze apetyt mu dopisywał,
szczególnie na słodycze, ale domowe ciasteczka także chętnie pałaszował (www.psinki-muffinki.pl).
Zapewne wyszedłby na szczyt, lecz nie chcieliśmy go przemęczyć.
Ku jego niezadowoleniu zawróciliśmy do Nowego Targu.
Zielony szlak to dobra trasa na zimę ze względu na jej popularność turystyczną
a szczególnie wśród skitourowców, którzy skutecznie go przecierają.
Dawniej Uzi
brnął w głębokim śniegu bardzo wytrwale i skutecznie, ale aktualnie nie jest to
wskazane dla jego stawów.
Po
powrocie do Krakowa dalej zero śniegu.
Śnieg
numer dwa odkryliśmy w Beskidzie Niskim w sylwestrową noc.
Tam wjechaliśmy w
inny świat - w prawdziwie zimowe warunki. Jeszcze w Gorlicach było go jak na
lekarstwo, a dziesięć kilometrów dalej w stronę granicy, boczna droga była zupełnie
biała. Dobrze, że dojazd do hotelu w Radocynie został odśnieżony, w innym
przypadku jazda tą drogą byłaby niemożliwa. Na łące na której powitaliśmy Nowy
Rok zalegała warstwa śniegu grubości trzydziestu centymetrów, na dodatek
pokryta warstwą lodu, która pękała nawet pod Uzim i to z trzaskiem. Wiał wiatr,
a mróz szczypał w nochala - termometr w samochodzie pokazywał minus 7,5 stopnia.
Oczywiście Uzi nie narzekał na warunki atmosferyczne i nawet wystrzały z
pobliskiej wsi nie zrobiły na nim większego wrażenia.
W Krakowie dalej bez śniegu.
Śnieg
trzeci został odnaleziony na Luboniu Wielkim w poniedziałek.
Tym
razem niestety bez Uziego. Była to wyprawa biegowa, więc z oczywistych względów
nie mógł w niej uczestniczyć. Wybiegliśmy z Naprawy z parkingu pod tzw.
"Spontusiem". W tamtej okolicy śniegu nie więcej jak dziesięć
centymetrów, mogłoby się wydawać, że 13,5 kilometrowa trasa będzie łatwa i
przyjemna. Nic bardziej mylnego. Po ostatnim ociepleniu, śnieg na szlaku zaczął
się topić, po czym chwycił mróz.
W niektórych miejscach czekał na nas niezwykle
twardy lód. W kolcowanych butach nie miałem żadnych problemów, widiowy kolec
czyni cuda, ale Magda w zwykłych miejscami zwłaszcza w dół musiała iść, czego
nie lubi robić. Szybkie zbiegi to jej żywioł - ale nie tym razem. Czapki z
głów, że nie spotkała się z podłożem i może siedzieć na twardym krześle bez
dyskomfortu. Obydwoje zachowaliśmy czyste konto upadkowe, w związku z tym bieg
można uznać za udany.
Gdy
wracaliśmy zaczął posypywać śnieg i tak do teraz. Jeśli sprawdzą się prognozy
pogody to tym razem będziemy mieli prawdziwą zimę. I tak trzymać, w zimie ma
być śnieg.
Zbyszek