Magda ze swoim kolegą z pracy, w
ramach badań naukowych, w zimie zdobyli Koronę Beskidów Polskich. Teraz, w
lecie, zdobyli ją drugi raz, przy okazji drugiej serii badań. Przyznam, że
zrobiło mi się trochę żal, choć na większości z tych gór byłem wielokrotnie,
różnymi szlakami albo nawet bez szlaku, ale na niektórych nie byłem wcale.
Postanowiłem naprawić ten błąd i zdobyć wszystkie po kolei, ale nie idąc, bo to
trochę zbyt łatwe, lecz wybiec na wszystkie dziewięć szczytów.
Tak
jak przypuszczałem Magda dołączyła się do przedsięwzięcia i tym sposobem
rozpoczęliśmy zdobywanie górek.
Do
zaliczenia jest dziewięć najwyższych szczytów w poszczególnych pasmach Beskidów
leżących w Polsce.
Na pierwszym stopniu podium znajduje
się Babia Góra (1725 m.n.p.m.) jako najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego, a
jednocześnie całych Beskidów polskich.
Druga
pod względem wysokości na liście znajduje się Tarnica (1346 m.n.p.m.) będąca
najwyższym szczytem Bieszczadów. Trzecie miejsce zajmuje Turbacz (1310
m.n.p.m.) będący najwyższą górą w Gorcach. Na miejscu czwartym plasuje się
Radziejowa (1266 m.n.p.m.) najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego.
Skrzyczne
(1257 m.n.p.m.) najwyższa góra w Beskidzie Śląskim na miejscu piątym.
Miejsce
szóste zajmuje Mogielica (1170 m.n.p.m.) najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego,
bardzo często pomijana na rzecz bardziej znanego Lubonia Wielkiego, który
posiada największą wybitność ale jest niższy od Mogielicy.
Na
miejscu siódmym znajduje się Lackowa (997 m.n.p.m.) jako najwyższa góra w
Beskidzie Niskim i mimo niewielkiej wysokości na szlaku czerwonym od zachodu
znajduje się najbardziej strome podejście w polskich górach nie wliczając Tatr.
Jest to też góra na której można spotkać najmniejszą ilość turystów - wspaniałe
miejsce.
Zajmujący
ósme miejsce Czupel (930 m.n.p.m.) to najwyższy szczyt Beskidu Małego.
Na
miejscu dziewiątym znajduje się Lubomir (904 m.n.p.m.) najwyższy szczyt Beskidu
Makowskiego. Lubomir wzbudza wśród geografów duże kontrowersje pod względem
swojego położenia. Jedni twierdzą iż znajduje się on w Beskidzie Wyspowym, a
jako najwyższy szczyt podaję się Mędralową. Inni podają, że Mędralowa znajduje
się już w Beskidzie Żywieckim, więc najwyższy pozostaje Lubomir. Jest z tym
trochę zamieszania, ale przeważają stwierdzenia na korzyść Lubomira i tego się
trzymamy.
W niektórych informacjach we
"wszechwiedzącym" internecie spotkałem się z zaliczaniem do Korony
Beskidów Polskich najwyższego szczytu Pienin, czyli Wysokiej, zwanej też
Wysokimi Skałkami, a nawet Trzech Koron. Otóż Pieniny nie należą do Beskidów,
to po pierwsze, a po drugie Trzy Korony nie są najwyższe w Pieninach.
Najwyższym szczytem Pienin jest Wysoka (1050 m.n.p.m.) a zarazem najwyższą górą
w Małych Pieninach. Natomiast Trzy Korony (982 m.n.p.m.) są najwyższe w
Pieninach Środkowych i posiadają największą wybitność w całych Pieninach.
Reasumując, jako że Pieniny nie należą do Beskidów, więc Wysoka nie należy do
Korony.
Nasza przygodę biegową z Koroną
rozpoczęliśmy od Beskidu Śląskiego, ale równocześnie od Beskidu Małego. Aby
zaoszczędzić przebiegliśmy Skrzyczne i Czupel tego samego dnia. Dystanse są
niewielkie, a przy obecnych cenach paliwa oszczędność znaczna. Na dodatek to
dodatkowe wyzwanie, aby zaliczyć dwie górki w jednym dniu.
Zaczęliśmy od Czupla, a może
Czupela, trudno powiedzieć - niech będzie Czupla. Szlak, którym biegliśmy to
oznaczenia zielone z miejscowości Wilkowice, to takie prawie przedmieścia
Bielska-Białej. Parkingu tam niestety nie ma, więc trzeba zostawić samochód na
parkingu pod sklepem - mały ruch i brak monitoringu pozwala na takie
rozwiązanie. Trzeba się cofnąć kilkaset metrów w kierunku Bielska i tam
trafiamy na szlak przy ulicy o bardzo apetycznej nazwie - Malinowa. Początek
szutrem miedzy domami potem wbiegamy w las, gdzie zaczyna się dość stromy odcinek
prawie do Chatki na Rogaczu. Potem to już łatwizna, prawie równo z niewielkimi
wzniesieniami. Po drodze mijamy coś pomiędzy prywatnym schroniskiem a sklepem,
a następnie prawdziwe schronisko PTTK na Magurce. Dalej to już spacerek droga
szeroka i właściwie równa, tylko lekkie wzniesienie pod sam szczyt.
Na
szczycie tylko kilka pamiątkowych zdjęć, batonik i szybko w dół. Czym szybciej
tym lepiej - grawitacja robi swoje, a czas naglił. Droga w obie strony zajęła
nam 2 godziny i 37 minut, na dystansie 13,8 km. Nie było co forsować tempa,
przecież czekało nas jeszcze Skrzyczne. W Wilkowicach tylko szybkie przebranie
w suche ubranie, lekki posiłek i pojechaliśmy pod Skrzyczne.
Wyruszaliśmy z miejscowości
Buczkowice szlakiem czerwonym. Tutaj z autem nie ma kłopotu, zostawiliśmy go na
parkingu pod kościołem. W niedziele można skorzystać z parkingów w centrum
miejscowości - wszystkie bezpłatne. Kościelny parking jest bliżej początku
szlaku i na uboczu więc łatwiej się przebrać, bo ludzi mniej i nawet kół nie
odkręcają. Trasa na Skrzyczne jest dość zróżnicowana pod względem konfiguracji.
Ostry podbieg tylko jeden zaraz za Siodłem ale krótki, potem trochę łagodniej,
ale nie płasko, cały czas w górę. Na krótkich odcinkach równiej i znów w górę.
Minusem jest to, że właściwie od siodła ścieżka jest wąska potem bardzo wąska,
a biorąc pod uwagę wakacyjny czas ilość osób na szlaku była duża. W związku z
tym było trudno wyprzedzać piechurów, którzy z założenia poruszali się wolniej.
Szczególnie trudne było wyprzedzenie skandynawskiej wycieczki, składającej się
z kilkudziesięciu osób, na bardzo wąskiej i kamienistej ścieżce, pod górę,
mając już w nogach Czupel. Niestety było to konieczne nie tylko ze względu na
mizerne tempo ich marszu ale szczególnie na "aurę" jaką roztaczali wokół
siebie. Sądząc po ich sprzęcie i obuwiu nie byli długo w trasie, tylko omijali
prysznice i wanny szerokim łukiem, co skutkowało tym, że musieliśmy zaryzykować
i mimo trudnego terenu zostawić ich w tyle jak najszybciej aby ocalić nozdrza,
jak to mówił pewien znany Osioł - o mało nam nosów nie przeżarło. Potem już bez
niespodzianek zdobyliśmy szczyt Skrzycznego, na którym mimo lata było dość
chłodno, więc bez zbędnej zwłoki udaliśmy się w dolinę, gdzie temperatura była
wyższa. Na parkingu byliśmy po 3 godzinach i 16 minutach, pokonując trochę
ponad 14 km.
Tym
sposobem dwa szczyty zostały zaliczone i pozostało jeszcze "tylko"
siedem.
To
był dobry początek, zobaczymy jaki będzie koniec. Jak wiadomo mężczyznę poznaje
się nie po tym jak zaczyna tylko jak kończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz