Kolejne
szczyty z Korony Beskidów Polskich, które zdobyliśmy to, ten kontrowersyjny
Lubomir i Mogielica - bez kontrowersji. Zaczęliśmy od Lubomira, ponieważ na
trasie z Krakowa było wygodniej i bardziej po drodze. Szlakiem czerwonym
ruszyliśmy z Przełęczy Jaworzyce ze skrzyżowania we wsi Węglówka. Można tam
zostawić samochód obok wiaty piknikowej, jednak jest mało miejsca, droga wąska,
a dobrych kierowców mało, więc lepiej i bezpieczniej podjechać około 600m wyżej
i zaparkować na czymś w rodzaju parkingu. Szlak biegnie spory kawałek asfaltem,
lekko pod górkę, żeby potem przejść w szuter i na koniec zmienić się w drogę
leśną. Na szczycie Lubomira stoi obserwatorium astronomiczne im. Tadeusza
Banachiewicza. W związku z tym wzdłuż trasy znajdują się tablice informacyjne o
tematyce astronomicznej, czyli coś jakby ścieżka astronomiczna. Trasa na
Lubomir jest krótka bo około 3 km i raczej nieciekawa.
Gdyby nie należał do
Korony nie jest wart wycieczki tylko i wyłącznie w celu jego zdobycia, chyba że
ktoś interesuje się astronomią i zamierza zwiedzać obserwatorium. Jednak przed
wyjściem lepiej sprawdzić godziny otwarcia, ponieważ jest ono otwarte krótko i
nie przez cały rok.
Po
1 godzinie i 3 minutach byliśmy już przy samochodzie pokonując 5,25 km trochę
mniej bo nie zbiegaliśmy już na Jaworzyce tylko zakończyliśmy na parkingu. Po
drodze najedliśmy się zdziczałych czereśni - małych ale wyjątkowo słodkich.
Z Węglówki pojechaliśmy przez Mszanę
Dolną na Przełęcz Rydza-Śmigłego w miejscowości Chyszówki. Na przełęczy za
parking robią okolice pomnika poświęconego walkom Legionów Polskich pod
dowództwem Edwarda Rydza-Śmigłego z 1914 roku. Od pomnika można ruszyć na
północ w kierunku Łopienia lub na południe w kierunku Mogielicy szlakiem zielonym.
My zgodnie z planem ruszyliśmy na Mogielicę, początkowo przez łąki, kawałeczek
przez las i ponownie przez łąkę do wąziutkiego asfaltu. Nim kawałek między
ostatnimi domami i dalej już leśnym traktem. Trasa jest zróżnicowana pod
względem nachylenia i nie należy do specjalnie wymagających. Przed ostatnim
podbiegiem pod szczyt znajdujemy się na przepięknych górskich łąkach, z których
roztaczają się wyjątkowe widoki.
Na dodatek można się na nich do woli najeść
borówek - niema tam żadnego parku ani rezerwatu więc można zajadać.
Następnie
krótki podbieg pod szczyt i już byliśmy na Mogielicy. Znajduje się tam wieża widokowa, z której
dobrodziejstw można korzystać. Ciekawostką jest dostępność małej drewnianej
skrzyneczki, w której znajduje pieczątka do podbijania książeczek GOT lub
czegokolwiek innego. Widzieliśmy "geniuszy" którzy przybijali je na
czole, nie jest wykluczone, że robili to na innych gładkich częściach ciała,
lecz tego na szczęście nie widzieliśmy. Co najdziwniejsze nikt pieczątki nie
zniszczył ani nie ukradł.
Droga w dół była czystą
formalnością, odbyła się bez żadnych niespodzianek, choć trochę zmieniliśmy
fragment trasy, co zaowocowało znalezieniem kilku grzybów, z których była
bardzo dobra zupa. Zebraliśmy też trochę borówek, dziurawca i macierzanki.
Trasa zajęła nam 1 godzinę i 37 minut , a jej długość to
7,57 km.
To
dwie krótkie trasy, w sumie 12,80 km, na dodatek łatwe, więc dobrze, że pogoda
pozwoliła przebiec je jednego dnia.
Kolejne
dwa szczyty zaliczone, kolejny będzie Turbacz, który jest już trochę
trudniejszy ze względu na długość trasy. Zamierzamy pobiec szlakiem czerwonym z
Rabki, a ta w obie strony ma ponad 30 km. Zobaczymy jak będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz