30 kwietnia pogoda była obiecująca, więc zapadła decyzja o biegu na
Luboń Wielki. Jako start, meta, stołówka i szatnia posłużyła łąka powyżej
parkingu w Skomielnej Białej tuż przy „zakopiance”.
"Szatnia" po wizycie pierwszego zawodnika ;-) |
Małe przekąska po biegu - domowy baton energetyczny - przepis pojawi się wkrótce :-) |
Okazało się, że większość trasy była całkiem sucha poza kilkoma
pokaźnymi kałużami, które groziły odrażającą kąpielą w dość paskudnej
zielono-brązowej wodzie. Na łagodniejszych podbiegach ćwiczyliśmy siłę biegową,
która przygotowuje mięśnie do szybszego biegania. Bieganie pod górę w czasie
treningów pomaga biegać szybciej nawet w biegach płaskich. Takiej siły i
wytrzymałości nie wypracujemy na siłowni. Trenowanie podbiegów poza tym, że
daje satysfakcję, wzmacnia mięśnie czworogłowe, mięśnie tylnej części uda, a w
szczególności mięśnie łydek. Mocne łydki pozwalają wychylać ciężar ciała
bardziej do przodu, co z kolei pozwala wykorzystać staw skokowy jako dźwignię.
Siły biegowej nie można trenować na zbyt stromym podbiegu, ponieważ nie
jesteśmy w stanie biec miarowym tempem. W czasie pokonywania podbiegów można
sobie pomóc intensywnie machając rękoma. Brzmi to może śmiesznie, ale trzeba
machać nieadekwatnie do stawianych kroków. Te ruchy dają napęd dla tułowia i
możemy biec pod górę szybciej i mniejszym nakładem sił.
Ostatni podbieg był trudny ze względu na nachylenie, ale prawdziwa
„jazda” zaczęła się podczas zbiegania. Utrzymanie kierunku ruchu było łatwe,
czyli zawsze w dół. Natomiast prędkość, na błocie i luźnych kamieniach, była
poza jakąkolwiek kontrolą, a o zatrzymaniu można było zapomnieć. Rządziła
grawitacja i chwilami nawet przebieranie nogami nie było konieczne. Taki
grawitacyjny zjazd na piętach na pierwszych kilkudziesięciu metrach musiał
wyglądać pokracznie. Z upływem dystansu było coraz lepiej, może nie idealnie,
ale wyraźnie lepiej. Tutaj przydały się umiejętności narciarskie.
Reszta trasy była bez niespodzianek. Po skorzystaniu z „szatni” nałące udaliśmy się w drogę powrotną do Krakowa. To był udany dzień.
Reszta trasy była bez niespodzianek. Po skorzystaniu z „szatni” nałące udaliśmy się w drogę powrotną do Krakowa. To był udany dzień.
"Trener" pilnujący szatni ;-) |
Oni biegali, a ja jakiś senny jestem ;-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz