II Bieg Wierchami
Dlaczego
ludzie męczą się biegając, zwłaszcza po górach, inwestując w to sporo
pieniędzy, ryzykując kontuzję, poświęcając czas. W razie kontuzji, która jest
nieodłączną częścią sportu, trzeba leczyć się w prywatnych gabinetach, NFZ
raczej nas wyśmieje. Chcemy powrócić do zdrowia szybko, a NFZ i szybkość ma się
jak kwiatek do kożucha. Dlaczego - bo to dobra zabawa, satysfakcja z pokonania
dystansu, konkurentów i własnych słabości.
Tak
też było 20 czerwca w Rytrze na II Biegu Wierchami. Przebiegliśmy 30 kilometrów,
zaliczając po drodze Prehybę i Radziejową. Lepsi od nas pokonali dystans 50
kilometrów. Co najważniejsze dopisała pogoda, nie było deszczu i panowała
przyjemna temperatura około 15-16 stopni. Choć najlepsza temperatura do
biegania to 12 stopni, ale w czerwcu trudno o ideał - zresztą nic nie jest
idealne.Zaskoczeniem była zawartość pakietów startowych. Kobiety dostały piękną góralską mini spódniczkę, a mężczyźni oryginalny, ręcznie robiony kapelusz Czarnych Górali.
Co tu opisywać trasę, miejscami było ciężko, gdzie indziej łatwiej, a czasem zbiegi były trudniejsze niż podbiegi. Biegliśmy, biegliśmy i biegliśmy - na 30 kilometrów, a zawodnicy na 50 kilometrów, biegli, biegli, biegli i jeszcze potem biegli i biegli. A na końcu biegu już za metą każdy dostał medal z lakierowanego gipsu.
Tak może pomyśleć ktoś kto nigdy nie uczestniczył w zawodach. Z bieganiem jest jak z polityką, albo się jej nienawidzi albo kocha bez względu na konsekwencje. Nie ma wartości pośredniej, wszystko jest czarne lub białe, bez szarości.
Wracając
do Biegu Wierchami, trzeba wspomnieć o imprezach towarzyszących. W sobotnie
popołudnie zorganizowane były przedstawienia dla dzieci, inscenizacja
średniowiecznej bitwy i pokaz czołgu z lat trzydziestych. Nawet dorośli, a może
zwłaszcza dorośli wracając do lat dziecinnych, bawili się podczas
przedstawienia o Koziołku Matołku. Aktorzy z teatru z Nowego Sącza w bardzo
zabawny sposób zinterpretowali bajkę Kornela Makuszyńskiego. To wszystko było
dla ducha , ale organizatorzy pomyśleli o czymś dla ciała, a mam na myśli grill
i "złocisty trunek".
Na
pikniku można było również zjeść lokalne potrawy przygotowane przez gospodynie
z okolicznych miejscowości. Szczególnie zasmakowały nam łemkowskie fuczki -
placki, na które przepis zostanie zamieszczony na naszym blogu. Zapraszam do
wypróbowania, zrobiliśmy - polecam. Naprawdę smaczne choć bardzo proste
jedzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz