sobota, 27 czerwca 2015

Z BUTA - II Bieg Wierchami - Rytro


II Bieg Wierchami
 
 
 
Dlaczego ludzie męczą się biegając, zwłaszcza po górach, inwestując w to sporo pieniędzy, ryzykując kontuzję, poświęcając czas. W razie kontuzji, która jest nieodłączną częścią sportu, trzeba leczyć się w prywatnych gabinetach, NFZ raczej nas wyśmieje. Chcemy powrócić do zdrowia szybko, a NFZ i szybkość ma się jak kwiatek do kożucha. Dlaczego - bo to dobra zabawa, satysfakcja z pokonania dystansu, konkurentów i własnych słabości.
Tak też było 20 czerwca w Rytrze na II Biegu Wierchami. Przebiegliśmy 30 kilometrów, zaliczając po drodze Prehybę i Radziejową. Lepsi od nas pokonali dystans 50 kilometrów. Co najważniejsze dopisała pogoda, nie było deszczu i panowała przyjemna temperatura około 15-16 stopni. Choć najlepsza temperatura do biegania to 12 stopni, ale w czerwcu trudno o ideał - zresztą nic nie jest idealne.

Zaskoczeniem była zawartość pakietów startowych. Kobiety dostały piękną góralską mini spódniczkę, a mężczyźni oryginalny, ręcznie robiony kapelusz Czarnych Górali.
Co tu opisywać trasę, miejscami było ciężko, gdzie indziej łatwiej, a czasem zbiegi były trudniejsze niż podbiegi. Biegliśmy, biegliśmy i biegliśmy - na 30 kilometrów, a zawodnicy na 50 kilometrów, biegli, biegli, biegli i jeszcze potem biegli i biegli. A na końcu biegu już za metą każdy dostał medal z lakierowanego gipsu.
 
Tak może pomyśleć ktoś kto nigdy nie uczestniczył w zawodach. Z bieganiem jest jak z polityką, albo się jej nienawidzi albo kocha bez względu na konsekwencje. Nie ma wartości pośredniej, wszystko jest czarne lub białe, bez szarości.

 
Wracając do Biegu Wierchami, trzeba wspomnieć o imprezach towarzyszących. W sobotnie popołudnie zorganizowane były przedstawienia dla dzieci, inscenizacja średniowiecznej bitwy i pokaz czołgu z lat trzydziestych. Nawet dorośli, a może zwłaszcza dorośli wracając do lat dziecinnych, bawili się podczas przedstawienia o Koziołku Matołku. Aktorzy z teatru z Nowego Sącza w bardzo zabawny sposób zinterpretowali bajkę Kornela Makuszyńskiego. To wszystko było dla ducha , ale organizatorzy pomyśleli o czymś dla ciała, a mam na myśli grill i "złocisty trunek".

Na pikniku można było również zjeść lokalne potrawy przygotowane przez gospodynie z okolicznych miejscowości. Szczególnie zasmakowały nam łemkowskie fuczki - placki, na które przepis zostanie zamieszczony na naszym blogu. Zapraszam do wypróbowania, zrobiliśmy - polecam. Naprawdę smaczne choć bardzo proste jedzenie.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz