Urlop
we wrześniu ma kilka dobrych stron. Po pierwsze jest taniej, po drugie
chłodniej, po trzecie mniejszy ruch na szlakach i co najważniejsze w lesie są
grzyby. Mało ludzi, dużo grzybów i wszystkie nasze - w całym lesie tylko nasze.
Zbieraliśmy je w dużych ilościach, ale niestety przynajmniej 70% było
robaczywych. Braliśmy egzemplarze, które wyglądały na zdrowe po odcięciu
trzonka, a po przyniesieniu do domu okazywało się, że kapelusz jest robaczywy.
Dziadek
Uzi bardzo dzielnie towarzyszył nam w grzybobraniach i nawet uczestniczył w wycieczce
w góry. Wyprawa choć średnio długa była taka jaką lubi, z plecakami, kijkami i
gotowaniem herbaty - Uzi herbaty nie pije, woli kawę ale niestety nie wziąłem -
przyznaje się zawaliłem. Był bardzo szybki, a jego zadowolone oczy - bezcenne.
Chyba
największą radość sprawiały Uziemu nocne wyprawy na łąkę, pod las, już poza
wieś. W takich miejscach jest naprawdę ciemno, całkowity brak światła,
zwłaszcza w bezksiężycową noc, cicho, a wieczorne powietrze niesie zapach traw,
ziół, żywicy a czasem odchodów jelenia - ten ostatni zapach tylko czasem.
Na
tej łące paliliśmy ognisko, oczywiście w bezpiecznym miejscu, a Uzi jadł
kiełbasę pieczoną na patyku, w sensie że nabita na patyk bo ognisko też z
patyków.
Wracając
do jeleni, to akurat trafiliśmy na początek rykowiska, więc było słychać ich
potężne zaproszenia przeciwników do walki, a może to serenady miłosne. Robią
one wrażenie, gdy echo niesie je po górach, a dookoła tylko las i zupełna
ciemność. Człowiek wtedy wie, iż mimo to że jest częścią przyrody to taki z
niego nieporadny oferma, mały, słaby i jakiś taki ... mieszczuch. Takiemu
bykowi lepiej zejść z drogi, to jednak około 200 kilogramów, a czasem więcej,
czystego testosteronu. Roślinożerca, a jednak nie ma poczucia humoru i na
żartach też się nie zna, wszystko przez te wielkie j...a.
A teraz na koniec - tak czasem bywa na wycieczce, taki mały piesek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz