Droga
do Austrii przebiegła bez niespodzianek i problemów. Uzi świetnie zniósł 870 km
podróży, ponieważ jest do nich przyzwyczajony od szczeniaka. Każdy kto chce
podróżować z psem, szczególnie na długich trasach musi o tym pomyśleć w
momencie przyniesienia psa do swojego domu. Dorosłego zwierzaka trudniej tego
nauczyć, choć nie jest to niemożliwe, jednak dość pracochłonne i wymaga dużo
cierpliwości i przejechanych kilometrów. Inaczej sytuacja wygląda z psem po
przejściach, wziętego z "drugiej ręki", ponieważ nigdy nie mamy
pewności jaka jest jego historia, co przeszedł i co go spotkało. Tutaj może się
nie udać przyzwyczaić go do jazdy.
Uzi
zawsze z nami jeździł wszędzie i dlatego bardzo to lubi. Dla niego samochód to
synonim czegoś przyjemnego i uznaje, że auto to najlepszy przyjaciel psa.
W
czasie jazdy w jego menu są dostepne dwie opcje: opcja jeden to tryb miejski,
tzn. pies siedzi, rozgląda się dookoła, patrzy - "zwiedza" okolicę. Opcja
dwa, czyli tryb autostradowy - przy większych prędkościach pies śpi.
Na
postojach, które robimy co trzy godziny, szybko załatwia psie sprawy,
rozprostowuje nogi, napije się wody, zje swoje ulubione ciasteczka (www.psinki-muffinki.pl)
i może jechać dalej.
Jedynym minusem jazdy z Uzim jest temperatura w
samochodzie, która musi być odpowiednio niska, więc nie można zapomnieć o
swetrze polarze czy bluzie, nawet w lecie.
Po
dotarciu na miejsce, czyli do Bad Hofgastein z zakwaterowaniem nie było żadnych
niespodzianek. Właściciel hotelu bardzo miły, a co najważniejsze lubiący psy.
Jedzenie,
o dziwo jeśli chodzi o Austrię, też całkiem przyzwoite. Była dostępna
wersja wegetariańska, a to najważniejsze, chociaż wielkość porcji pozostawiała wiele
do życzenia. Za przykład może posłużyć podawanie zupy w filiżance, a to już
lekka przesada po całym dniu jazdy na nartach. Przynajmniej udało się
zmniejszyć masę ciała - zawsze jakiś plus.
O
samej jeździe na nartach w kolejnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz